W domyśle: pieniądze przeputali i przez zimę będą w piecu palić byle czym. W niektórych miastach władze lokalne już zapowiadają ostrzejsze kontrole wsadów do domowych pieców.
Jako że sam skorzystałem z dodatku węglowego (i żeby sprawa była jasna - już kupiłem za te pieniądze 1,5 tony groszku), chciałbym wziąć w obronę ludzi podejrzewanych o „wyłudzenie” dodatku. Po pierwsze, ktoś, kto jak ja otrzymał dodatek w połowie listopada, a pierwszą pulę węgla po preferencyjnej cenie mógł kupić w połowie grudnia, przez początkowe prawie trzy miesiące sezonu grzewczego musiał ogrzewać się opałem po cenie komercyjnej, czyli wtedy po minimum 3,5 tysiąca za tonę. Ten, kto zapożyczył się na ten zakup, teraz dzięki dodatkowi zwrócił dług i... nadal ma przed sobą problem, jak zdobyć pieniądze na ciepło przez resztę zimy i początek wiosny.
Po drugie, palenie w piecu węglem po preferencyjnej cenie z ekologią też ma niewiele wspólnego. Węgiel, który mnie się trafił, błyskawicznie okleja sadzą wnętrze pieca. A z popielnika wyrzucam codziennie dwa razy tyle popiołu, ile pozostawiał po spaleniu węgiel z (przepraszam za słowo) Rosji.
