Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W audycji Zwierzenia przy muzyce dziennikarka Hanka Sowińska, laureatka Bydgoskich Autografów 2022

Magda Jasińska
Hanka Sowińska od ponad 40 lat dziennikarsko zajmuje się historią, zdrowiem i sprawami społecznymi. 22 października w Alei Bydgoski Autografów na ul. Długiej odsłoni tabliczkę ze swym podpisem
Hanka Sowińska od ponad 40 lat dziennikarsko zajmuje się historią, zdrowiem i sprawami społecznymi. 22 października w Alei Bydgoski Autografów na ul. Długiej odsłoni tabliczkę ze swym podpisem Magda Jasińska
Gościem najbliższej audycji „Zwierzenia przy muzyce” będzie Hanka Sowińska - dziennikarka „Gazety Pomorskiej”, która w najbliższą sobotę (22 października) odsłoni swój podpis w Bydgoskiej Alei Autografów. Rozmowa na antenie Radia PiK w sobotę (22.10.) o godz. 17 oraz na stronie www.radiopik.pl.

Na początek wyjaśnijmy - Hanna, Hanka, Hania, Haneczka. Jak lubisz, żeby się do Ciebie zwracać?
Haneczka słyszę w domu, Haniusia w redakcji. Całe zawodowe życie jestem Hanka. Nie wiem, czy ktoś Ordonkę pytał, dlaczego jest Hanka, a nie Hanna? Była też Hanka Bielicka i Hanka, żona Antka Boryny w "Chłopach" Reymonta...

Ale Ty masz w dowodzie wpisane Hanka?
Nie, Hanna. Hanna, Jolanta - tak tato kazał zapisać w Urzędzie Stanu Cywilnego w połowie lat 50., kiedy urodziłam się jako druga córka Teresy i Stefana. Z domu jestem Busk. Wracając do Hanki... Nastolatką byłam, kiedy przeczytałam powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza "Pamiętnik pani Hanki". Główną bohaterką jest Hanka Renowicka, żona Jacka. Ja też jestem żoną Jacka. Dużo dziwnych zbiegów okoliczności i odniesień do literatury.

To fascynujące momenty w życiu każdego człowieka.
Tak, kiedy się zastanawiamy, co by było gdyby… Gdybym pół wieku temu podjęła inną decyzję, jak by się moje życie potoczyło? Przecież łapiemy się na takich refleksjach, prawda? Gdybym po studiach nie "poszła w dziennikarstwo", prawdopodobnie znalazłabym się w bydgoskim archiwum, razem z moimi wspaniałymi kolegami, zresztą pracującymi tam do dzisiaj. Mówię m.in. o Stanisławie Błażejewskim - byliśmy na tym samym roku, na UMK w Toruniu, na historii - specjalność archiwistyka.

Ale Ty byś się zanudziła w archiwum.
Wtedy wydawało się, że poza opracowywaniem i udostępnianiem materiałów zgromadzonych w archiwum nic innego bym nie robiła. To wiązało z kurzem, specyficznym zapachem... Archiwa połowy lat 70. miałam okazję poznać podczas tygodniowej wycieczki, którą zorganizował profesor Andrzej Tomczak - guru, jeśli chodzi o toruńską archiwistykę. Miałam też praktyki w dwóch warszawskich archiwach. Dzisiaj archiwa to zupełnie inne placówki, m.in., prowadzą bogatą działalność edukacyjną, wystawienniczą, wydawniczą. Pracując w "Gazecie Pomorskiej" i zajmując się historią, współpracowałam z Archiwum Państwowym w Bydgoszczy. Zresztą robię to dziś. Ostatnim, bardzo mocnym "akcentem", były udostępnione mi listy z Katynia i grypsy z 1939 roku z obozu 15. pal w Bydgoszczy, które placówka zakupiła w 2018 roku. Nieprawdopodobne, że jeszcze trafiają się takie perełki.

Wracamy do Twoich studiów: to było UMK.
Historia na UMK. Aby dostać się na studia, trzeba było zdać egzamin. Pamiętam, że wybrałam temat dotyczący Rewolucji Francuskiej. Wcześniej natomiast było piąte liceum. Moja klasa "c" była wyjątkowa. Bardzo się lubiliśmy, bardzo zżyliśmy się ze sobą, spędzaliśmy czas poza szkołą. Kilkanaście lat po maturze spotkaliśmy się po raz pierwszy. Potem klasowych spotkań było wiele, obecni byli nawet ci, którzy mieszkają zagranicą. Do mojej klasy, w drugim roku licealnej edukacji, dołączył Roman Gramziński, późniejszy aktor, występował m.in. w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Jeśli chodzi o znajomość literatury nie miał sobie równych. Pamiętam, że na fakultetach z języka polskiego miał, rozłożony na sześć lekcji, wykład o twórczości Moliera. Miał też nieprawdopodobny talent do opowiadania dowcipów. Będąc już dziennikarką Ilustrowanego Kuriera Polskiego miałam okazję rozmawiać z dyrektorem "piątki" – to Marian Szczerba, jedyny taki dyrektor.

Musiałaś chodzić do szkoły w spódniczce?
Fartuszku! Obowiązkowo! Kiedy zaczynałam w 1970 roku, dyrekcja, zapewne w porozumieniu z radą pedagogiczną, wprowadziła ujednolicone stroje. Projekty fartuszków, kostiumów, garniturów dla chłopców, a nawet płaszczy przygotowała bydgoska spółdzielnia „Kreacja”, która również je szyła. Komplet kosztował ogromne pieniądze, nie wszyscy mogli sobie pozwolić, szczególnie, jeśli w rodzinie było kilkoro dzieci. Pojawiły się więc zastępcze materiały i zmodyfikowane wzory. Też miałam "kreacjopodobny" fartuch i garsonkę. Panu dyrektorowi nie podobały się metalowe guziki w moim fartuchu. Zima roku '71 była sroga, w budynku liceum popękały kaloryfery. Wtedy pan dyrektor łaskawie pozwolił dziewczętom nosić spodnie. Święto było! Chłopcy prowadzili swoją wojenkę z dyrektorem Szczerbą - była moda na długie włosy, więc chcieli mieć modne fryzury. Ciekawostka, języka polskiego przez 3 lata uczyła mnie Jadwiga Pakulska. Pozdrawiam panią Jadwigę i pana Macieja (Pakulskiego).

Czy pójście - po studiach historycznych - do gazety zakładowej przy zakładach obuwniczych, bo tak się chyba nazywały...
To były Pomorskie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Kobra”. Nazwa pojawiła się w połowie lat 50. "Kobrę" wymyśli dyrektor Seweryn Demus.

Czy to było spełnienie Twoich marzeń, czy przypadek?
Przypadek, ale na pewno o pracy w archiwum nie myślałam. Wydawało mi się, że to jednak nie jest moje przeznaczenie...

Nauczycielką też nie chciałaś być.
Absolutnie. Pojawiła się propozycja pracy w gazecie zakładowej. I stało się... Wtedy redaktorem naczelnym "Wiadomości" był Czesław Ereński. Na początku lat 80. zastąpiła go Gizela Chmielewska. Z Gizelą i nieżyjącą już Aleksandrą Jakubowską-Siwek pracowałam do 1988 r. Pisałam o ludziach, którzy żyli "tu i teraz", o wpisanych w tamtą rzeczywistość problemach. Wtedy też poznałam historię przedwojennej fabryki "Leo", chociaż po rodzinie Weynerowskich, jej założycielach, nie było śladu. Kiedy na przełomie lat 80. i 90. rodziła się nowa Polska, zajmowałam się naszym synkiem Jackiem Juliuszem, rocznik 1989. Do dziennikarstwa wróciłam w 1993 roku, wtedy znalazłam się w zespole Ilustrowanego Kuriera Polskiego. Wcześniej, przez rok, współpracowałam z Gazetą Wyborczą. Padła nazwa IKP - młodszym bydgoszczanom przypomnę, że popularny "Kurier" pojawił się w październiku 1945 roku, założył go Zygmunt Felczak, działacz Stronnictwa Pracy. Gazeta Pomorska zaczęła się ukazywać trzy lata później. Do "Pomorskiej" trafiłam w marcu 1996 roku. Wtedy - uwaga - nakład piątkowego wydania przekraczał 300 000 egzemplarzy.

Czy Ty, w tej chwili, masz takie poczucie, że piszesz już nie dla tego odbiorcy, co kiedyś, bo przecież zainteresowanie papierową gazetą jest mniejsze. Teraz, jeżeli ktokolwiek chce się dowiedzieć czegoś z gazety, to zagląda na stronę internetową. To Ci nie przeszkadza?
Minęło ćwierć wieku, od kiedy moje teksty zaczęły pojawić się w "Pomorskiej". Wtedy kontakt z czytelnikami był osobisty, telefoniczny i listowny. Tego świata już nie ma... Tak samo jak ludzi, którzy nie tylko byli czytelnikami, ale dostarczycielami swoich osobistych przeżyć i historii swoich rodzin. Biologia jest nieubłagana. W ostatniej dekadzie żegnałam, także na łamach "Pomorskiej", a przede wszystkim "Albumu Bydgoskiego", teraz "Albumu Historycznego", naszych "albumowych" Przyjaciół. O wyjątkowej więzi może świadczyć fakt, że o śmierci bohaterów moich tekstów informowały mnie rodziny. Bywałam nawet na pogrzebach... Skoro mówię o historii w publicystycznym wydaniu na łamach "Pomorskiej" - nie moją zasługą jest to, że w tak obfitym wymiarze pojawiła się w gazecie. "Album Bydgoski" wymyślili szefowie redakcji. Przypomnę - pierwszy numer ukazał się w grudniu 2004 roku. Kilka lat wcześniej hitem stała się akcja poszukiwania najstarszych zdjęć z prywatnych zbiorów czytelników. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że czytelnicy "Pomorskiej" mają cymelia w swoich albumach. Najstarsze zdjęcia pochodziły z lat 60. i 70. XIX wieku. Wystarczyła jedna fotografia i ruszyła lawina. Kiedy kończył się XX wiek w "Pomorskiej" wymyślono plebiscyt na ludzi przełomu wieków z naszego regionu. Warto było się zająć historią chociażby dlatego, żeby mieć okazję rozmawiania z wieloma ludźmi, od których zależały losy naszego kraju.

Powróćmy do Twojej kuchni warsztatowej. Czy przygotowujesz teksty w domu?
Oczywiście. Duże teksty pisałam "po godzinach", w domu, wieczorami, nocami. Obowiązkiem dziennikarza gazety codziennej było, i ciągle jest, dostarczenie bieżących informacji. Teksty publicystyczne, reportaże, wywiady - w godzinach pracy można było co najwyżej zebrać materiał. Przygotowanie tekstu na podstawie dokumentów, np. z archiwum IPN wymagało przejrzenia niekiedy tomów akt. Na to potrzeba czasu. Ratunkiem były zdigitalizowane dokumenty, które otrzymywałam dzięki uprzejmości pracowników z bydgoskiej Delegatury IPN. Nie policzę sobót i niedziel spędzonych przy komputerze. Swego rodzaju rytuałem było odwożenie syna na dworzec, gdy studiował w Poznaniu, i "podrzucanie" mnie do redakcji. Pozostałością wieloletniego rytmu pracy jest to, że do dziś obiady jemy wieczorem.

Czyli wszystko było podporządkowane pracy?
Tak, praca była na pierwszym miejscu. Chociaż starałam się, by rodzina nie cierpiała. Mimo że byłam "kobietą intensywnie pracującą", nie jedliśmy poza domem.

A mąż gdzie pracuje?
W pandemii przeszedł na emeryturę, jednak dziennikarzem nie przestał być. Z wykształcenia jest historykiem, absolwentem UMK, chociaż nie poznaliśmy się w trakcie studiów. Spotkaliśmy się właśnie w "Kobrze". Mąż kierował pracą zakładowego radia. W latach 80. znalazł się zespole Ilustrowanego Kuriera Polskiego, do pracy przyjmował go Witold Lassota. Potem pracował m.in. w kilku bydgoskich wydawnictwach.

Konkurowaliście?
Nie, potrafiliśmy i nadal potrafimy wspólnie pisać teksty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera