Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

“Vice” - czyli jak Nikt może zostać Kimś. Premiera HBO GO

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Zastanawialiście się kiedyś, drodzy rodacy, dlaczego ktoś, kto wydaje nam się nikim, zostaje kimś? Na pewno, w końcu w życiu spotykamy takich ludzi często, a w świecie polityki, to już nawet za często… A za tym jednym pytaniem, idzie pytań cały sznureczek - jak droga na szczyt takiego misia zmienia, kto i co mu to umożliwia, jak tacy ludzie wpływają na system cały, przerabiając go na groteskę albo tragedię. I to wszystko mamy w kapitalnym „Vice” pana reżysera Adama McKaya.

„Vice” umknął nam, kiedy kursował po kinach, ale teraz doczekał się premiery w HBO GO. Jest więc okazja, żeby się nim zająć, bo warto. I to może nie tyle nawet z powodu intelektualnego wsadu – w końcu wszyscy wiemy, co kino może o politykach powiedzieć – ani nawet nie z powodu dokumentacyjnej roboty. „Vice” to przede wszystkim cudny reżyserski odjazd - kapitalny styl opowieści, poziom żartu, odniesienia popkulturalne, narracyjne numery, którymi McKay wywija jak nikt. Ryczymy ze śmiechu, żeby za chwilę struchleć, bo w końcu śmiejemy się z tego, co się stało z demokracją.

Tak więc oglądamy przypowieść o życiu Dicka Cheneya – pewnie najpotężniejszego wiceprezydenta w historii USA. Jego szefem był przecież George W. Bush – według twórców filmu, i nie tylko, postać wagi lekkiej. To ponoć więc nasz pan Dick realnie kierował Ameryką z tylnego siedzenia. Swoją drogą rzadko to określenie jest tak trafne - Dick to bowiem facet z tylnego siedzenia. Za młodu z zadatkami na lumpa, wywalony z uczelni, bierze się w garść dzięki ambitnej dziewczynie. Zostaje jednym z wielu sługusów dużych polityków. Nie ma wiedzy, znaczenia i charyzmy. A jednak w tle przesuwa się wyżej i wyżej… Za mentora obiera sobie Donalda Rumsfelda, który na jego pytanie „W co wierzymy” wybucha szyderczym śmiechem. Ale kiedy Cheney dociera na samą górę, jest już innym facetem. I może wszystko. Wywołać wojnę o ropę, dopieszczać koncerny, ograniczać demokrację. I nie waha się tego użyć.

Ten film to opowieść o pewnym polityku i pewnej rodzinie, w której głową jest żona - w konserwatywnym świecie realizująca się poprzez męża. I tu Cheney zaskakuje nas ciepłem – bo to żadna bestia. Ale to też opowieść o świecie polityki, w której real przebija fikcję „House of Cards”. I to również moralitet o amerykańskiej demokracji, wyciąganej jak guma - jak u nas w czasach wałęsowej falandyzacji prawa - demokracji, w której gorszy pieniądz wypiera lepszy. Bo jedno trzeba filmowemu Cheneyowi przyznać – katalog tego, co uważamy w polityce za paskudne, opanował w całości.

„Vice” to też aktorstwo kapitalnie zlepione z konwencją. I Christiana Bale’a, i Sama Rockwella, i Amy Adams. Jasne, „Vice” to film ludzi, którzy zdecydowanie nie kochają republikanów. Ale swoją robotę wykonali tak, że przez te ponad dwie godziny nawet do głowy nam nie przyjdzie, żeby wyskoczyć po kawę. Choć akurat serwisy VOD nad kinem mają tę przewagę, że można to bezkarnie zrobić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: “Vice” - czyli jak Nikt może zostać Kimś. Premiera HBO GO - Nowości Dziennik Toruński