Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodziłem się sto lat za późno

Maria Warda
Andrzej Łuczak - z wykształcenia sztukator, z zamiłowania malarz i fotograf. Lubi bawić się słowem układając... szarady.

Andrzej Łuczak - z wykształcenia sztukator, z zamiłowania malarz i fotograf. Lubi bawić się słowem układając... szarady.

<!** Image 2 align=none alt="Image 191878" sub="W maleńkim mieszkaniu Andrzeja Łuczaka sztaluga, farby i książki są najważniejsze">

Pana obrazy zdobią każdą „Jesień na Pałukach”. Jaki rodzaj malarstwa najbardziej Panu odpowiada?

Nie mam sprecyzowanej definicji w tej sprawie. Maluję różne obrazy, są to i krajobrazy, i architektura. Jedne dzieła powstają długo i trudno mi je zacząć, inne, głównie impresjonistycznie, maluję szybko. Uwielbiam tematykę marynistyczną i pejzaże związane z naszymi jeziorami. <!** reklama>

Przed laty był Pan nauczycielem plastyki. W Młodzieżowym Domu Kultury prowadził Pan pracownię plastyczną dla dzieci...

Stare dzieje. Nikt już nie pamięta, że taka instytucja jak Młodzieżowy Dom Kultury istniała. Nie mam z tamtego okresu dobrych wspomnień. Po rozwiązaniu MDK straciłem pracę, którą bardzo lubiłem - uczenie dzieci malowania.

Młodzi ludzie mówili, że dzięki Panu nauczyli się malować...

Dawałem im dużo swobody. Kiedy pytali, jak zabrać się do zadanego tematu, mówiłem: „Chcecie osiągnąć jakiś efekt, musicie obserwować świat dookoła. Każdy poszukuje własnych technik, dlatego malarzowi wszystko wolno”. I one dłubały w swoich pracach paluszkami, nanosiły farby patyczkami od lodów, rozmazywały farby według swojego uznania. Niektórzy robili to tak doskonale, że kiedy do naszej pracowni zajrzeli Holendrzy z Omenn, byli bardzo zdziwieni, że na ścianach wiszą obrazy inspirowane dziełami Wincentego van Gogha.

Narodziły się jakieś talenty?

Pamiętam szczególnie Monikę Wierzelewską, której doskonale wychodziły portrety dziecięce według Wyspiańskiego, oraz Dawida Jurka, wspaniałego impresjonistę i portrecistę. Nikt nie miał tak lekkiej ręki jak on. Bawił się tym, co robił i był w tym doskonały. Za wielkie szczęście uważam fakt, że do mojej pracowni trafiła Beata Napierała z Cerekwicy pod Żninem. Dziewczyna ukończyła Akademię Sztuk Pięknych. Doskonale poradziła sobie później w Warszawie i choć zaszła tak daleko pamięta o mnie. Dostałem od niej w prezencie album Marca Chagalla. Bardzo go cenię.

A kto był mistrzem mistrza?

Miłość do rysunku zaszczepił we mnie ojciec. Kiedy byłem malutki, brał mnie na kolana i prowadził moją rączkę, w której trzymałem kredkę. Pamiętam do dziś lekkość jego ręki. Kiedy chodziłem do przedszkola, nie walczyłem z innymi o najlepsze zabawki, tylko siadałem w kącie, brałem kredki lub ołówek, tylko to mnie interesowało.

Czy to szyderstwo losu, że tak nietuzinkowy artysta, który ma przecież na swym koncie liczne wystawy, choćby ostatnia w Barcinie, klepie biedę?

Cóż, Wincenty van Gogh całe życie cierpiał. Za jego życia udało się sprzedać tylko jeden obraz. Gdyby nie jego młodszy brat Theo umarłby z głodu. Dziś cały świat handluje jego dziełami. Oczywiście, nie uważam się za wielkiego artystę, ale czasem wydaje mi się, że urodziłem się sto lat za późno.

Sto lat wcześniej nie miałby Pan szansy robić tak ciekawych fotografii, które drukowano w ogólnopolskich wydawnictwach...

Owszem, fotografia zaspokajała moje artystyczne pragnienia i była dla mnie bardzo ważna. Cieszyło mnie, kiedy udało się coś wydrukować w ogólnopolskich czasopismach, ale, niestety, tracę serce dla tej gałęzi sztuki, bo dziś o jakości dobrego zdjęcia decyduje grubość portfela. Za pieniądze można kupić sprzęt, którym bardzo dobre zdjęcie z wycieczki do Lichenia wykona każda gospodyni domowa.

Może Pan wykorzystać talent literacki. Szarady i rebusy, które drukowało Wydawnictwo Rozrywki w Warszawie są świetne...

Nawet bardzo dobrze za nie płacili, ale to przebrzmiała piosenka.

Skąd tyle goryczy? Nie ma Pan przyjaciół, którzy by podnieśli na duchu?

Może mam przyjaciół, ale o tym nie wiem. Myślę, że gdybym ich miał, lepiej by mi się żyło. Jestem urodzonym optymistą, ale kiedy od 16 lat nie mogę w tym mieście znaleźć pracy, z której mógłbym się utrzymać, to ciężko na duszy.

Jak spełniałby się Pan, gdyby nie dobijała Pana proza życia?

W jednej ręce trzymałbym pióro, a w drugiej pędzel, aby słowem i obrazem sławić piękno świata.


Andrzej Łuczak, artysta malarz, z wykształcenia sztukator

Mieszka w Żninie. Przez wiele lat uczył plastyki w żnińskich szkołach. Jest autorem „Bajdul Pałuckich”. Autor wielu ciekawych fotografii, które drukowano w ogólnopolskich wydawnictwach. Odpoczywa układając szarady i rebusy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!