Śmianie się z siebie, czyli narodu własnego, to wyższa szkoła jazdy. I dystans pokazuje, i poczucie humoru, i brak kompleksów też. No ale co wtedy, kiedy naród podzielony mamy na dwie połówki? Wtedy to nabijanie się z tych drugich już takie zdystansowane nie jest i wcale, a wcale nie pokazuje, że wyrośliśmy z kompleksów.
“Twarz” Małgorzaty Szumowskiej wyczekiwana była bardzo, bo w końcu dostała nagrodę w samym Berlinie, a pani reżyser umie reżyserować, co parę razy już pokazała. I co? I dostaliśmy trochę inny film, niż sądziliśmy. Bo nie mydlmy sobie oczu, że to uniwersalna bajka o marnym losie tego, kto jest tym innym w krainie swojaków. To zjadliwa satyra na Polaków z ciemnogrodu, często trafna jak najbardziej, ale tak dosadna, że przykrywająca wszystko inne. Bo ten film wcale nie ucieka w przypowieść, tylko wyjątkowo mocno trzyma się polskiego tu i teraz.
Oglądamy więc piękną krainę pełną strasznych ludzi. Brzydkich fizycznie i psychicznie. Faceci to zapijaczone typki, rechoczące przy rasistowskich dowcipasach. Baby są szarobure i uległe, a dzieci zahukane. No, w wolnych od zahukania chwilach bawią się urżniętymi świńskimi ryjami, jak to dzieci. A ci, w których coś się jeszcze kołacze, życzą sobie na święta, żeby stąd wyjechać... Całym towarzystwem zarządza zaś proboszcz, dawno pogodzony z tym, że wierni jednego słuchają w kościele, a co innego wyprawiają w życiu doczesnym. Tak jak i jego instytucja się z tym pogodziła, napędzając tandetny “ludowy katolicyzm”, ale jednocześnie będąc tego katolicyzmu niewolnikiem, bo jakakolwiek zmiana może zirytować lud.
I pewnie niektórych ta satyra ubawi setnie, a inni się zdrowo obruszą. Pewnie część widzów wyłowi głębiej utkane smaczki – jak ten o roli kościoła, czy choćby o relacji Polaków ze światem zewnętrznym, tym dziwnym wymieszaniu kompleksów i zadufania. Ale jedno jest pewne. Każdego „Twarz” ruszy.
Tak więc przenosimy się do wioski w pięknych, górskich klimatach. Mieszka tam fan heavy metalu – lekki odmieniec, ale swojak. Pewnego dnia ulega wypadkowi i kiedy wraca do wsi z przeszczepioną twarzą, jest już innym, wcale nie swojskim odmieńcem. Zresztą on sam też się zmienia. I czuje, że ta Polska uwiera go coraz mocniej.
Cóż, takie filmy udają się najlepiej wtedy, kiedy twórcy po prostu lubią swoich bohaterów, a przynajmniej traktują ich z ciepełkiem. Twórcy “Twarzy” jednak – mam wrażenie – swoich bohaterów szczerze nie znoszą. Aż czasami miałem takie brzydkie poczucie szyderki z człowieka prostego... Ale co by nie mówić, to pani Szumowska mocnym filmowcem jest. Niektóre kadry są kapitalne, a sama opowieść prowadzona jest bardzo zwinnie. Szkoda tylko, że tak mało w tym filmie opowieści o samotności i utracie złudzeń, czyli o tym, jak zmienia się człowiek, który dostał nową twarz. Czyli, według filmowego ludu polskiego, zwykły ryj.
Zobacz również:
Śluby znanych osób w Bydgoszczy i regionie. Pamiętacie? [zdjęcia]