Gdy jeden z jego pupili rzucił się na bogu ducha winnego przechodnia, odgryzając mu trzy palce, bohater mojej powiastki najpierw potępił brak zimnej krwi u pogryzionego, a następnie już w tonie pojednawczym oznajmił „Zostało panu przecież siedem palców, nie licząc tych u nóg.” Sad nie podzielił jego toku rozumowania, co sprawiło, że poszerzył grono obywateli niezadowolonych z wymiaru sprawiedliwości.
Nie jest inaczej z władzą. Nawet ja, owszem, po lewacku, ale ucieszyłem się, gdy prezydent Duda zawetował dwie z trzech ustaw sądowych ziobrowskiej ekipy mścicieli bez granic, ustaw, które miały tyle wspólnego ze sprawiedliwością, co PiS z prawem. I nawet gdyby teraz Andrzej Duda epatował nas spojrzeniem dzieciaka z Kambodży, który czeka na adopcję, to nie zmieni faktu, że prezydent oddał niemal w całości sądy pod kuratelę Ziobry, któremu ja nie powierzyłbym nawet pod chwilową opiekę mojego żółwia (gdyby jeszcze żył), bojąc się, iż ten skończy w garnku z zupą.
Po Trybunale Konstytucyjnym, ustawie o sądzie powszechnym i paru innych dewiacjach-regulacjach, dwóch trzecich i trzech piątych i być może sześciu siódmych naszych praw nawet spacery zostaną uznane za zbrodnicze, okrzyk „Precz z kaczorem, dyktatorem” okaże się zdradą stanu, a brak apelu smoleńskiego na rodzinnym przyjęciu - zbrodnią.
I tak kawałek po kawałku, paragraf po paragrafie, ustawa po ustawie nawet się nie obejrzymy, gdy usłyszymy, zapominając coraz częściej języka w swojej „zdradzieckiej mordzie”, „A tak naprawdę, o co chodzi, przecież zostały ci jeszcze trzy palce, nie licząc tych u nóg”.
Zawsze możemy posłużyć się, wyrażając swoją dezaprobatę wobec władzy, jednym palcem, jak poseł Pyzik, ale marne to pocieszenie.