W pesymizmie utwierdza mnie pismo prezydenta Bydgoszczy, który odpowiadając mieszkańcom ul. Sandomierskiej, przy której ma stanąć nowy blok, wywodzi m.in., że decyzja o pozwoleniu na budowę jest decyzją związaną, czyli ściśle określoną przepisami i nie można jej oprzeć na społecznych oczekiwaniach.
Mimo to kibicuję protestującym, bo zdaję sobie sprawę, że osiedle osiedlu nierówne. Czym innym w Bydgoszczy jest budowany ze stosunkowo dużą jak na tamte czasy przestrzenną swobodą Nowy Fordon, a czym innym stawiane trzy dekady wcześniej, w powojennej biedzie, Kapuściska. Wystarczy rzut oka na szerokość jezdni na takich ulicach, jak Noakowskiego, by się zorientować, że kłopotem tamtejszych mieszkańców są nie tylko małe mieszkania. Postawienie tam nowego bloku z miejscami parkingowymi w podpiwniczeniu, choćby i w przepisowej odległości od sąsiednich budynków, nie oznacza, że nic się nie zmienia. Użytkownicy aut parkujących pod ziemią nie wzlecą przecież tymi samochodami, niczym helikopterami, pionowo w górę, tylko wyjadą na przypominające spaghetti minijezdnie, blokując i tak niezbyt sprawnie odbywający się tam ruch. Do nowych mieszkańców będą w odwiedziny przyjeżdżać znajomi i krewni, którzy też będą chcieli gdzieś zaparkować.
Zmierzam do tego, że stare osiedla, z infrastrukturą z czasów, gdy samochód był luksusem, powinny być traktowane w specjalny sposób. I jeśli magistrat wydaje tam pozwolenia na budowę nowych budynków wielorodzinnych, to powinien mieszkańcom tę decyzje jakoś zrekompensować. Na przykład budując w pobliżu nowe, ogólnodostępne parkingi albo poszerzając ulice. Samo rozłożenie rąk przypomina słynne zdanie „Taki mamy klimat” pewnej zapomnianej już pani minister.
