Zobacz wideo: W Bydgoszczy pojawiła się instalacja "Kadr na miłość"
Kierunek – Mazury! Pierwszy raz tam od dawna, pierwszy po dłuższej przerwie w towarzystwie Mamy, której wiek, kondycja i potrzeby kazały zwolnić tempo wypoczynku (o to wszak w nim chodzi?), i zacząć skupiać się na detalach. Przede wszystkim, wyborze miejsca, zdeterminowanym stylem „slowhop”. W ten sposób trafiliśmy w Rucianem-Nidzie na Karolinę. 27-latkę, o której pisze się już w przewodnikach.
To Cię może zainteresować
Drobniutkiej młodej blondynce, która z posad rodzinnego dziedzictwa podniosła w 5-tysięcznej miejscowości dwa wysokoklasowe hotele. Nieskończenie kreatywnej i pracowitej, zaczynającej dzień o szóstej rano rozstawianiem kwiatów, a kończącej po północy doglądaniem antycovidowego pucowania jadalni. W trakcie dnia zawsze znajdującej czas na rozmowy.
„Miałam 14 lat, gdy zaczęłam pomagać rodzicom w restauracji, a pomiędzy egzaminami maturalnymi tapetowałam pokoje” – opowiada Karolina
i musisz zrozumieć, że życie w tym kilkugwiazdkowym pensjonacie to nie jest tylko pocztówka z wakacji. Bo choćbyś odgadła każde ukryte pragnienie gościa (a przyjeżdżają do niej coraz wierniejsi – akurat na naszej zmianie: z Niemiec i… Bahrajnu), nie przewidzisz apokalipsy koronawirusa. Który taką miejscowość jak Nida, żyjącą tylko w sezonie, sezonem zapracowującą na cały rok, ścina jak kłodę. Gdy Mazury słyszą pod koniec kwietnia w telewizorze premiera, że turystyka odmrozi się dopiero po długim majowym weekendzie, ubogi region mazurski wpada w rozpacz. Bo to pierwszy z trzech wakacyjnych pików, długo wyczekiwanych nie tylko z perspektywy zamożnej Karoliny, ale i Julki, która pracą u kilka lat starszej szefowej musi zarobić na studia. I takich Julek, i innych sprzątaczek, kelnerów, konserwatorów są na Mazurach i nie tylko tysiące. Nie dyskutowali z zagrożeniem, ale z wieloma decyzjami administracyjnymi pogodzić się już nie mogli.
Dyskusja nad domową cytrynówką schodzi więc na to, jak zachowuje się władza na szczeblu lokalnym (bo nie sposób nie zauważyć sporego grosza – spodziewam się, że europejskiego – włożonego w infrastrukturę miejską). Na ten temat ma też przenikliwa i doświadczona ponad wiek Karolina wiele cennych spostrzeżeń, bo celnie porównuje wykorzystanie wszelkich możliwości przez włodarzy jej własnej i okolicznych gmin. I tu rozmowa kieruje się w stronę mojego miasta, by znaleźć nieoczekiwany ciąg dalszy na niwie... kulturalnej.
A dokładniej; głęboko w lesie, w uroczej leśniczówce Pranie (nareszcie dowiedziałam się skąd ta nazwa!), którą każdy Polak słusznie kojarzy z autorem „Teatrzyku Zielona Gęś” (która ma zaszczyt przedstawić…). Ale nie każdy pewnie wie, że piękna rzeźba owej gęsi, witającej turystów przy wejściu do leśniczówki – muzeum K.I. Gałczyńskiego - jest autorstwa bydgoszczanina Gracjana Kai. Podobnie zresztą, jak sylweta siedzącego w ogrodzie poety (jak niezwykły to zbieg okoliczności, że w trakcie mego urlopu właśnie, Gracjan Kaja odsłaniał w Bydgoszczy inną rzeźbę swego autorstwa, upamiętniającą znakomitego aktora, Mieczysława Franaszka!).
Jak to się dziś mawia, normalnie wzrusz. Nie tylko po spojrzeniu na rękopis ukochanej ballady o trzęsących się na wietrze historii portkach pętaków, ale i po spostrzeżeniu, że nasi tu byli, i zostawili tak trwały, i tak oryginalny ślad.
Podobnie jak w Tokio? Nie wiem, jak Państwa, ale mnie zdumiewała ta cała postigrzyskowa histeryczna radość, że pobiliśmy rekord XXI wieku w liczbie zdobytych medali. Serio?! Ktoś nie umie czytać tabeli i porównać naszego dorobku z Niemcami, Francją, Wielką Brytanią, Holandią czy Włochami?… Nie zastanawia się, co poszło nie tak, skoro na tyle dyscyplin olimpijskich jesteśmy tylko potęgą lekkoatletyczną (i to też zdecydowanie sprofilowaną), i do tego dajemy w miarę radę na wodzie? Akurat w Bydgoszczy (i regionie) można było te wielkie igrzyska oglądać bez wstydu. Tylko czemu wspaniałą, spontaniczną, tak cudnie klnącą i biegającą Igę Baumgart-Witan bez przerwy anektowano do Bydgoszczy, choć równie powszechnie wiadomo o jej silnych związkach z zacnym Koronowem? No cóż: igrzyska, igrzyska i już po. Podobnie jak z urlopem. Czas wracać do swoich, już bardzo bydgoskich, baranów.
