Więcej zaś mieszkańców, to i większy ruch samochodów i w rezultacie szybsza dewastacja uliczek dojazdowych. Mijają lata, a mieszkańcy ci wciąż mają wrażenie, że żyją w realiach znanych z PRL-owskiego serialu „Alternatywy 4”.
Sam od blisko 20 lat mieszkam przy gruntowej ulicy, na szczęście nie na blokowisku. Wiem zatem, że przy takiej pogodzie, jaką teraz mamy, domaganie się szybkiego przyjazdu równiarki to domaganie się od samorządu, by pieniądze wyrzucił w błoto - dosłownie i w przenośni. Nawet jeśli przed wyborami urzędnicy są nadzwyczaj uprzejmi i gotowi spełnić życzenia, których w innym czasie nie spełniliby, to efekt równania drogi w porze deszczowej będzie widoczny przed trzy, może cztery dni.
Jeśli więc my, mieszkańcy, chcemy wykorzystać przedwyborczy seans dobroci lokalnej władzy, to nie o równiarkę wołajmy, tylko o solenną obietnicę, z podaniem terminu realizacji, utwardzenia naszej dziurawej ulicy.
