Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła małych ratowników

Maria Warda
Leszek Janowski, prezes żnińskiego oddziału Związku Inwalidów Wojennych i Wojskowych zasiada w zarządach wszystkich wodnych organizacji działających na terenie miasta.

Leszek Janowski, prezes żnińskiego oddziału Związku Inwalidów Wojennych i Wojskowych zasiada w zarządach wszystkich wodnych organizacji działających na terenie miasta. <!** Image 2 align=none alt="Image 194181" sub="Fot. Maria Warda">

Jak czują się morsy w taki upał?

Strasznie. Z utęsknieniem czekamy na zimę i marzymy o Morzu Północnym.

Cała rodzina jest taka „lodowata”?

Żona jest ciepłolubna i należy do przeciwnego obozu. Córki i zięciowie są morsami. Dostali ultimatum, albo wchodzicie zimą w przeręble, albo wypad z rodziny.

Żartuje Pan, oczywiście...

Trochę, ale my faktycznie jesteśmy bardzo związani z wodą, a szczególnie z naszymi jeziorami. Nawet zimą. Chętnych przybywa. Utworzyliśmy nawet sekcję morsów przy WOPR. Na początku tego roku po raz pierwszy braliśmy udział w Międzynarodowym Zlocie Morsów w Mielnie. To wspaniałe przeżycie.

Działa Pan prężnie w kilku organizacjach wodnych. Nie za dużo mamy tych klubów?

Każdy ma inne cele, jedni szkolą dzieci, drudzy dorosłych, kolejni nastawieni są na zawody, wyjeżdżają na wielkie wody. Mnie najbardziej cieszy to, że wszyscy coraz lepiej się dogadują. Oczkiem w głowie jest WOPR. Ta organizacja ma szczęście, że szefem jest Zygmunt Nyka, który potrafi z każdym się dogadać, my go wspieramy. To jest naprawdę jedna wielka rodzina. Teraz mamy w planie założyć szkółkę ratowników. Już mogą się do nas zgłaszać dziewięcioletnie dzieci. Rodzice będą z pewnością zadowoleni. Nie jest to nowość, bo taka szkółka już w Polsce działa. Dzieci będą nie tylko się uczyły, jak ratować innych, ale także wychowywały.

Wspaniały pomysł. Czy też zauważył Pan, że dziś nie ma kto wychowywać młodego pokolenia?

Rodzice najczęściej pracują od rana do wieczora lub wyjechali za chlebem za granicę, dzieci wychowują babcia, dziadek, ciocia, opiekunka lub, co gorsze, komputer. Efekt jest taki, że wyrasta pokolenie, które nie zna życia, nie radzi sobie ze stresami. Wychowani pod kloszem młodzi ludzie nie czują się odpowiedzialni za drugiego człowieka. Na wodzie muszą sobie radzić sami i robią to doskonale, co widać w Międzyszkolnym Klubie Żeglarskim.

Jeszcze niedawno mężczyzna szedł do wojska, aby nauczyć się bronić starców, kobiety i dzieci. Dziś często jest odwrotnie. Kobiety, a nawet starcy stają w obronie mężczyzn, którzy nawet jeśli mają 30 lat, nie pracują. Ciągle nazywa się ich chłopcami. To kryzys wychowania?

Z pewnością. Bardzo źle się stało, że zaniechano poboru do wojska. Nie mówię tu o dwuletniej służbie, ale kilkumiesięcznej. Chłopak poszedł do wojska i szybko poznawał swoje miejsce w szeregu. Nawet największy cwaniak musiał wstawać wcześnie, zaścielić łóżko, prać skarpetki i szanować innych. Kto dziś ma nauczyć mazgaja dyscypliny, a maminsynka odpowiedzialności za drugiego człowieka.

Wojsko to jednak nie była zabawa. Przekonał się Pan o tym na własnej skórze...

Uległem wypadkowi. Dziś śmieję się, że z tego nieszczęścia wyszła dobra sprawa, bo zostałem prezesem żnińskiego oddziału Związku Inwalidów Wojennych i Wojskowych. Jestem najmłodszym prezesem tej wymierającej organizacji. Żartuję czasem, że tak jak przed laty Mieczysław Rakowski, będę musiał powiedzieć „wyprowadzić sztandary”.<!** reklama>

Jest aż tak źle?

Organizacja, do której przynależę, skupia żołnierzy niezawodowych, czyli takich, którzy musieli iść do wojska z poboru. Teraz mamy armię zawodową, oni nie mogą należeć do nas. Skupiamy tylko inwalidów i to bez względu na to, w jakim wojsku walczyli. Ta organizacja powstała 90 lat temu, kiedy Polska odzyskała niepodległość. Jej celem było zabezpieczenie bytu żołnierzom, którzy ucierpieli podczas walk o Polskę. W okresie międzywojennym dostawali oni ziemię, domy, renty, aby mogli godnie żyć. Ja byłem chyba ostatni, który został przyjęty do związku. Przyjmował mnie Jerzy Ludwiczak, wzór społecznika. Już nie żyje, ale ciągle jest dla mnie wzorem. On stracił na wojnie nogę, a pracował zawodowo, nie było dla niego sprawy, której by nie załatwił. Pamięć o nim zachowam na zawsze.

  • Leszek Janowski, prezes żnińskiego oddziału Związku Inwalidów Wojennych i Wojskowych

    Mieszka w Murczynie. Kierownik sekcji morsów przy WOPR w Żninie. Zasiada komisjach rewizyjnych wszystkich organizacji wodnych działających na terenie gminy. Najlepiej odpoczywa żeglując. Jest wdzięczny swej żonie, że pozwala mu na realizację pasji, które sprawiają, że często nie ma go w domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!