Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szerokim echem odbiła się w Bydgoszczy wizyta rzekomego praprawnuka bohatera „Potopu”

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
To, co zrobił, należy nazwać szczególnie nagannem, albowiem było to świadome okradanie -  stwierdził sąd w uzasadnieniu wyroku
To, co zrobił, należy nazwać szczególnie nagannem, albowiem było to świadome okradanie - stwierdził sąd w uzasadnieniu wyroku Archiwum
Wiosną 1935 roku w Bydgoszczy pojawił się oryginalnie ostrzyżony i ubrany jegomość, który twierdził, że jest potomkiem pana Zagłoby z Sienkiewiczowskiego „Potopu”.

Tusza mężczyzny dorównywała Sienkiewiczowskiemu opisowi sławnego prapradziada, podobnie jak apetyt, dowcip i skłonność do gadulstwa. Nosił też charakterystycznie podgoloną czuprynę i długie wąsy.

„Zagłoba sum...”

W pierwszym bydgoskim lokalu, w którym się pojawił, po przedstawieniu się pamiętnymi słowami „Zagłoba sum...” tak zaczarował swoimi opowiadaniami właściciela i gości, że kiedy wyszedł stamtąd, nie płacąc rachunku, nikt go o zapłatę nie indagował. Przeciwnie, „Zagłoba” został pożegnany oklaskami i pytaniami o następną wizytę.
Następnego dnia wieczorem rzekomy potomek bohatera „Potopu” udał się do „Cristalu”, reprezentacyjnego bydgoskiego lokalu, mieszczącego się przy pryncypialnej ulicy Gdańskiej. Zjadł tam same rarytasy za sumę wynoszącą ponad 60 złotych, a następnie tak się rozgadał i rozbawił towarzystwo, że nikt nie zauważył wyjścia „pana Zagłoby” po angielsku i ponownie bez uiszczenia rachunku. Tym razem jednak kelner nie dał się do końca omamić i wszczął poszukiwania gościa, jednak bez rezultatu.
Minął tydzień. W kolejny piątek niezwykły gość pojawił się w „Gastronomie” i po spożyciu kolacji za sumę 30 złotych również ulotnił się niepostrzeżenie. Poszukiwania wszczęte w całym mieście przez obsługę właściciela lokalu nie przyniosły pożądanego efektu. Odwiedziny we wszystkich hotelach bydgoskich okazały sie daremne, nikt w żadnym z nich ni słyszał nawet o „panu Zagłobie”.
Po kilku dniach przerwy, 1 lipca 1935 roku, „Zagłoba” zajął miejsce przy stoliku w restauracji Jakowlewa przy ul. Jezuickiej. Od kelnera zażądał podania mu samych najdroższych dań z karty tego ekskluzywnego i bardzo drogiego lokalu. Prosił równocześnie, by powiadomić go w momencie, kiedy rachunek wyniesie 150 złotych, bowiem nie ma więcej przy sobie pieniędzy.
Następnie potomek postaci wymyślonej przez Henryka Sienkiewicza zabrał się do pochłaniania ogromnych ilości jedzenia, popijając obficie. Był to widok, na który wszyscy obecni w restauracji spoglądali z podziwem i niedowierzaniem. To sprzyjało nawiązaniu konwersacji i już po kilku minutach „Zagłoba” miał przy swoim stoliku grono adoratorów, którym nie tylko opowiadał co smaczniejsze „facecje”, ale również stawiał jadło i napoje.
Ponieważ gość jadł, zamawiał, jadł, zamawiał i dalej jadł, bawiąc konwersacją liczne towarzystwo, a jednocześnie w tym czasie zrobiło się dość późno, właściciel, który nie darzył gościa szczególnym zaufaniem, już przy kwocie 128 złotych zażyczył sobie uregulowania rachunku. Kiedy „Zagłoba” odmówił i pokazał puste kieszenie, właściciel nakazał kelnerom pilnować drzwi i wezwał policję.

„Szlachcic z Wąwelna”

Wezwani stróże prawa wylegitymowali gościa. Okazał się on nie być żadnym Zagłobą, ale... Ottonem F., zamieszkałym w Wąwelnie. Niepłacący gość trafił do aresztu, a następnie w trybie przyspieszonym przed oblicze sądu grodzkiego, który nie miał zrozumienia dla fantazji aresztanta i jego rzekomych wysokich rodowodowych koneksji, i skazał go na karę trzech miesięcy więzienia za pospolite oszustwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!