Wiosna wreszcie przyszła. Uderzyła swoim przyjemnym ciepłem, świat wydaje się inny, jakby bardziej przyjazny. Chyba, że jest to świat drogowców. Tam jak zawsze panuje chłód i zastój, z jakiegoś nieznanego mi powodu zawód drogowca świetnie uodpornił się na zmiany, które krok po kroku zmieniają naszą rzeczywistość na lepszą.
Kiedy zadzwonił telefon szukałem akurat pomysłu na felieton. Naturalnym kandydatem była wiosna, przebudzenie, powrót do życia. A tu znajomy opowiada historię, jaka przytrafiła się znanym bydgoskim restauratorom. Natychmiast powiało chłodem. Otóż wspomniani restauratorzy, zasłużeni dla Bydgoszczy wielce, zaangażowani w promocję miasta jak mało kto, inwestujący niemałe pieniądze, dający pracę i sprawiający, że wszyscy żyjemy w trochę ładniejszym świecie, postanowili uruchomić mini ogródek wiedeński przy swojej knajpce na samym Rynku. Jak świat światem na rynkach stoją takie ogródki. Każdy z nas je widział i podziwiał, każdy z nas coś w nich zjadł, albo wypił, każdy z nas wie, że kiedy robi się ciepło właśnie w tych ogródkach bije puls miasta. Każdy, oprócz bydgoskich drogowców. Oni są przekonani, że puls miasta bije w ich zatęchłych gabinetach. Że to oni są sercem tego miasta. Z grzeczności nie użyję porównania do organu, z którym mi się kojarzą. Jak długo sięgam pamięcią to zawsze na wiosnę pojawia się temat ogródków.
Pracownicy Zarządu Dróg narzucili na restauratorów szereg biurokratycznych nakazów i wstawili wodę w czajniku, żeby napić się kolejnej kawy. A restaurator ruszył do biegu z przeszkodami, często absurdalnymi i groteskowymi, żeby uzyskać niezbędną decyzję. Kiedy już się wydawało, że wszystkie warunki spełnione, że brakuje tylko pieczątki, formalnej akceptacji, przyzwolenia – wtedy pojawiły się schody. W tym miejscu nie może być ogródka – orzekł władca życia i śmierci. Dlaczego? Bo ogródek będzie zabierał jakąś część jednego miejsca parkingowego. A to skandal. Wszak wiadomo, że Rynek jest po to, żeby parkowały na nim samochody, a nie szpeciły go jakieś głupie ogródki! Tu mają stać auta, a nie popsuci burżuje zajadający lody na ulicy i pijący kawę! Do domu, tam jeść te swoje wynalazki, kto to widział, żeby ludzie musieli was oglądać!
A może trzeba wysłać na wycieczkę na koszt własny naszych decydentów biurkowo- drogowych, żeby zobaczyli sobie rynki w Tarnowie, Sandomierzu o Poznaniu czy Wrocławiu nie wspomnę. Może zastanowią się, że wszelkie premie i 13 pensje maja między innymi z podatków tych rynkowych gastronomików, którzy po nocach nie śpią myśląc jak tu przetrwać ciężkie czasy kryzysu szczególnie w ich sektorze.
Ta historia nie napawa optymizmem, nie chce mi się nawet dalej dworować. Pal licho ładny ogródeczek, pal licho lodziarnię, pal licho jakieś miejsce pracy, pal licho zysk w kieszeni lokalnej firmy. Niebezpieczeństwo zostało odegnane!
Rodzi się w mojej głowie tylko jedno pytanie: Gdzie ci dzielni urzędnicy z Zarządu Dróg byli kiedy pod ratuszem wrocławska firma montowała szkaradztwo stulecia zwane z niemieckiego Wilde Mause? Dlaczego wtedy nie widzieli, że złom zajmuje cały Rynek? Dlaczego od właściciela tego kiczowatego paskudztwa nie zawołali opłaty drogowej, a ulegli dopiero pod naciskiem mediów? Dlaczego tak łatwo się zgodzili na sparaliżowanie miasta, a następnie na przedłużanie terminów hałasowania przez tę szmirę? Przyjmijmy, że odpowiedź: „To wszystko z przypadku i pewnych zaniedbań” raczej mnie nie przekonuje. Za długo żyję w tym mieście.
Puentą niech będzie prośba do prezydenta Rafała Bruskiego.
Panie prezydencie. Niech pan przyjrzy się bliżej pracy swojej drogowej trzódki i wyciągnie sympatyczne wnioski z pożytkiem dla tych, którzy chcą sobie spędzić miło czas na naszej starówce. Wiem, że trudno wychwycić wszystkie nienormalne decyzje pana podwładnych, w końcu jest ich nie mało. Niech Stary Rynek służy przede wszystkim szczególnie latem mieszkańcom Bydgoszczy i odwiedzającym nasze miasto gościom. Tego z całego serca życzę w ten piękny wiosenny dzień.
A drogowcom dziękuję za temat do felietonu
Stary Rynek to raj. Tylko dla drogowców !
Wojciech "Szczapa" Romanowski

Kiedy zadzwonił telefon szukałem akurat pomysłu na felieton. Naturalnym kandydatem była wiosna, przebudzenie, powrót do życia. A tu znajomy opowiada historię, jaka przytrafiła się znanym bydgoskim restauratorom. Natychmiast powiało chłodem.