„Michnikowszczyzna” Rafała Ziemkiewicza jest zbiorem oczywistości, ale podanych tak, że czyta się je, jakby były relacją z odkrywania Ameryki.
<!** Image 2 align=right alt="Image 54541" sub="Nasza ocena: 4">Kim jest Adam Michnik, nie trzeba wyjaśniać. A właśnie że trzeba! - wtrąca się Ziemkiewicz i rozpoczyna opowieść. Bo książka ta nie jest esejem politycznym w pełnym znaczeniu. Jest nim po trosze, jak jest po trosze pamfletem, wpadającym niekiedy w ton aktu oskarżenia. Trybunałem, który ma rozsądzić, jesteśmy my. O co oskarża Ziemkiewicz swego adwersarza z „Gazety Wyborczej”? Przede wszystkim o to, że po 1989 roku pchnął losy Polski w kierunku państwa oligarchicznego, postkomunistycznego i niemoralnego, którego koniec zaczął się wraz z wybuchem afery Rywina. Zanim zasiadł do wylewania żółci na papier, naczytał się Ziemkiewicz, nawertował archiwaliów, takich jak raport tzw. komisji Rokity, dokumentującej zbrodnie stanu wojennego. Raport zawiera listę ponad stu nazwisk ludzi skrytobójczo zgładzonych przez „nieznanych sprawców”. Ziemkiewicz przywołuje niektóre z tych historii, żeby zadać pytanie: w imię czego Michnik wystawił formacji postkomunistycznej świadectwo moralności, uprawniające do współdecydowania o losie kraju przy Okrągłym Stole, a wkrótce umożliwiające przejęcie aktywów po odzyskanie władzy włącznie? Zdaniem Ziemkiewicza, Michnik nie jest zbyt odległy ideowo od swych politycznych przeciwników z lat 60., 70. i 80. Celem Michnika - uważa Ziemkiewicz - było zbudowanie w Polsce nie tyle demokracji w stylu choćby francuskim, ile czegoś pośredniego między socjalizmem a kapitalizmem. Służyć miało temu słynne „porozumienie ponad podziałami”, gwarantujące postkomunistom władzę nad gospodarką, a „intelektualistom” z kręgu Michnika rząd dusz. Ten ostatni dość szybko okazał się iluzoryczny, a finansowe imperium byłych PZPR-owców urosło tak, że mogło sobie pozwolić na danie klapsa w pupę „Agorze”, chcącej opanować sektor mediów elektronicznych. Afera Rywina, dowodzi Ziemkiewicz, została wywołana przez Michnika z zemsty za storpedowanie planów. Najciekawszym wątkiem w tej aferze jest nie słynna rozmowa panów M. i R., ale półroczny okres między nagraniem a jego ujawnieniem. Wówczas to, uważa autor książki, trwały targi Michnika z „ludźmi trzymającymi władzę” o zmiany w ustawie medialnej.
<!** reklama left>Ziemkiewicz dokonuje symbolicznego przebicia osikowym kołkiem upiora, który go prześladował. Zabieg powiódł się o tyle, że zjawisko „michnikowszczyzna” zostało wywołane i prześwietlone, a w niektórych miejscach ośmieszone. Z pewnością nie jest to książka historyczna, raczej wybór racji dogodnych do udowodnienia od początku wiadomej tezy. Nie umniejsza to wartości poznawczej książki, raczej pozbawia ją niuansów. Ale pal licho niuanse, nie o nie chodzi, kiedy pisze się tak, jakby się prało po pysku. Dla otrzeźwienia, rzecz jasna.