Nie rozumiem, jak można mieć do „Hubiego” pretensje o to, że złapał kontuzję w na wimbledońskiej trawie. Każdy, kto widział szczupaka pod siatką, po którym nasz gracz uszkodził kolano, może go podziwiać za sprawność i waleczność. Czy wolelibyśmy, by po korcie w Londynie stąpał powoli i ostrożnie, cały czas pamiętając o tym, że olimpiada za pasem? Bzdura! Pomijam fakt, że w tenisie zwycięstwo w Wimbledonie jest ukoronowaniem kariery i znacznie większym sukcesem niż olimpijskie złoto.
Większego namysłu wymaga zarzut, że Hurkacz nie pojawiając się na kortach w Paryżu, odebrał szansę na olimpijski medal naszemu wybitnemu specjaliście od debla i miksta Janowi Zielińskiemu. Owszem, nie wchodząc w szczegóły, przepisy są takie, że aby Zieliński mógł zagrać miksta w parze z Igą Świątek, musiałby najpierw wystąpić w deblu z Hurkaczem. Część kibiców miała więc za złe Hurkaczowi to, że zrezygnował z występu w Paryżu. Mógł przecież wyjść na kort w deblu, po czym po pierwszej piłce poddać mecz z powodu kontuzji. Nie wiem tylko, co by takie zachowanie miało wspólnego z duchem olimpizmu, o czym przy okazji rozpoczęcia każdych igrzysk pieje się do znudzenia. A tenis ziemny jest dyscypliną, w której fair play jest szczególnie przestrzegana.
Atmosferę przed Paryżem jeszcze bardziej popsuły dopingowe wpadki polskich sportowców. Tę pierwszą, której bohaterką stała się utytułowana kajakarka Dorota Borowska, gotów jestem włożyć między liczne bajki, tłumaczące sportowców przyłapanych na niedozwolonym wspomaganiu. Wiele wyjaśnień już słyszałem, lecz zasłaniania się walką z chorobą ukochanego psa jeszcze nie. Borowska tłumaczy bowiem obecność w jej organizmie zakazanego sterydu anabolicznego, który zwiększa poziom testosteronu, tym, że podczas zgrupowania we Włoszech podawała ów steryd w maści swojemu pupilowi. Pies miał pokaleczyć sobie łapy na skałach…
Bardziej zagadkowa wydaje się wpadka niedoszłego olimpijczyka z naszego regionu. Skoczek wzwyż z Inowrocławia, Norbert Kobielski, został bowiem zawieszony za przyjęcie metabolitu pentedronu norefedryny, czyli, mówiąc po ludzku, dopalacza zwiększającego pobudzenie. Co zastanawiające, doping wykazało tylko jedno badanie z trzech, które wykonano w ciągu sześciu dni lipca. Kobielski miał już z powodu używek kłopoty przed czterema laty. Zawieszono go wtedy na trzy miesiące. Czyżby niczego go ta historia nie nauczyła? - Jestem, jaki jestem. Ale nie jestem idiotą, żeby w takim momencie sezonu i przy rodzicach, partnerce i z dzieckiem odstawiać takie numery – mówił skoczek dziennikarzom po wpadce. Mam nadzieję, że mówił szczerze. Tak czy siak, igrzyska przeszły mu koło nosa.
Komu zatem będę szczególnie kibicować na igrzyskach w Paryżu? Bydgoskim lekkoatletkom Adzie Sułek-Schubert i Marice Popowicz-Drapale. Nie tylko dlatego, że obie były kiedyś moimi studentkami w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UKW. Ada zaimponowała mi tym, że potrafiła zbudować olimpijską (oby!) formę niespełna pół roku po urodzeniu dziecka. Marika jest zaś dla mnie wzorem konsekwentnego i odpowiedzialnego sportowca. Na poziomie reprezentacyjnym wśród seniorek biega od 15 lat. I ostatnio, jako 36-letnią zawodniczkę, stać ją było na ustanowienie życiówki na 400 metrów, poprawiając swój rekord o blisko pół sekundy. Niesamowite!
