Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor się nie pomylił

Maria Warda
Złoty Krzyż Zasługi Republiki Węgierskiej to jedyne odznaczenie, jakie posiada Wiesław Zajączkowski, dyrektor najpopularniejszej nie tylko w województwie kujawsko-pomorskim instytucji.

Złoty Krzyż Zasługi Republiki Węgierskiej to jedyne odznaczenie, jakie posiada Wiesław Zajączkowski, dyrektor najpopularniejszej nie tylko w województwie kujawsko-pomorskim instytucji.<!** Image 2 align=none alt="Image 209819" sub="Wiesław Zajączkowski swoją fascynującą przygodę z Biskupinem rozpoczął 41 lat temu / fot. Maria Warda">

Nazwisko Zajączkowski jest niczym marka Muzeum Archeologicznego w Biskupinie. Kiedy zaczęła się Pana przygoda z tym prastarym grodem?

Pamiętam ten dzień doskonale. To było 26 maja 1972 roku. Miałem 26 lat, byłem asystentem profesora Zdzisława Rajewskiego. Przygotowywałem się do większej imprezy, bo akurat tego dnia się urodziłem, a tu przychodzi profesor i mówi „Pojedziesz do Biskupina”. Wymawiałem się, bo kolegów naspraszałem. Tłumaczę to Rajewskiemu, a on na to „Urodziny to każda krowa w PGR-rze obchodzi”.

Jednym słowem, nieobchodzący urodzin profesor Rajewski, zrobił Panu prezent urodzinowy.

Byłem jego studentem i on mnie wybrał spośród dużej grupy swoich podopiecznych. Wtedy rzecz jasna nie myślałem, że Biskupin stanie się moim miejscem na ziemi. Nie potrafię sobie wyobrazić, że przyjdzie mi opuścić służbowe mieszkanie.<!** Image 3 align=none alt="Image 209820" sub="fot. Maria Warda">

Jako student katedry Pradziejowej i Wczesnośredniowiecznej Uniwersytetu Warszawskiego marzył Pan pewnie o odkrywaniu tajemnic Egiptu...

Rzeczywiście marzyłem o wykopaliskach w Egipcie, zaczytywałem się w lekturach Kosidowskiego i innych pisarzy i już od siódmej klasy szkoły podstawowej wybierałem się na archeologię. Kiedy już byłem na studiach zrozumiałem, że nasza archeologia choć mniej osnuta na legendach, jest równie bogata. Wiedzę o naszych dziejach czerpałem głównie z książek Jasienicy.

Zastał Pan Biskupin drewniany, a zostawi murowany?

Z pewnością różnica jest ogromna. Gdy rozpoczynałem pracę, Biskupin był bardzo kameralny. Na półwyspie stały trzy baraki, w jednym mieszkaliśmy, w drugim prowadziliśmy badania, a w trzecim były wystawy. Teraz mamy piękne obiekty, z wystawą stałą i miejsce na wystawy czasowe. Ostatnio za pieniądze unijne wybudowaliśmy Centrum Ruchu Turystycznego, najbardziej jednak cieszy to, że udało nam się zbudować wioskę wczesnośredniowieczną, teraz budujemy długie chaty. Na usługach archeologii są elektronika, satelity.

Ziemia, która przez tysiąclecia przechowywała w swym wnętrzu gród, miała różnych właścicieli. Uporządkowanie ksiąg wieczystych nie sprawiało kłopotu?

Mógłbym o tym książkę napisać. Cały 1978 rok spędziłem na czyszczeniu dokumentów. Najeździłem się do ówczesnego rejenta Tadeusza Dobaczewskiego. Kiedy wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, on mówi, że mam dostarczyć akt zgonu kobiety, która wówczas, gdyby żyła, miałaby 106 lat. Sprawa po prostu niemożliwa do załatwienia. Zrozpaczony idę do sekretariatu. Jedna z pań mówi, że rejent jest w restauracji na obiedzie i podpowiada, że „lubi Rizlinga”. Idę do tej restauracji, kupuję trunek. Pan Tadeusz daje się obłaskawić, ale na koniec mówi „Teraz to już chyba nabrał Pan szacunku do urzędu notariusza”.

Tadeusz Dobaczewski to legenda Żnina, ale Pan miał za przyjaciół także inne znane postacie, choćby Walentego Szwajcera czy Gustawa Mądroszyka.

Walenty był przyszywanym dziadkiem mojego syna Michała, a Mądroszyk to inna historia. Trzeba go było wyciągać z wielu opresji. Jako lekarz bardzo pomagał ludziom.

Według powszechnej opinii był Pan związany z ludźmi z dawnego układu PZPR.

Tak się utarło, bo u Szwajcera bywali ludzie z komitetu powiatowego PZPR ze Zdzisławem Małeckim na czele, ale tam przy jednym stole siedzieli ludzie od lewa do prawa. Były sytuacje, że szło na noże. Szwajcer mówił, że u niego nie toleruje się tylko głupich. Jak ktoś potrafi bronić swego zdania, niech broni. Mało kto wie, że ja w 1980 roku byłem zaangażowany we współtworzenie Solidarności w Warszawie, bo muzeum podlegało pod PMA. Nie byłem w czołówce, ale partia mnie nie lubiła, musiałem uciekać. W Biskupinie na złość tamtym z Warszawy założyłem podstawową komórkę PZPR. Zrobiłem to z przekory, bo przecież wiedziałem co to znaczy komunizm. Moja rodzina pochodziła ze wschodniej Polski, wiele wycierpiała. Ojciec musiał uciekać przed bezpieką do USA, miał obywatelstwo amerykańskie. Mama miała bardzo ciężko, wujkowie byli prześladowani.<!** reklama>

Wychowywał się Pan bez ojca? Czy zatem ojcostwo to dla Pana wielka sprawa?

Mam czworo dzieci. Z pierwszą żoną córkę i syna i z drugą żoną syna i córkę. Z przykrością przyznaję, że nie miałem czasu dla starszych dzieci. Priorytetem była praca, bo trzeba było zarabiać na utrzymanie. Dopiero przy najmłodszej Asi doświadczam czym jest ojcostwo. Ona bardzo dużo rozumie, wspaniale się z nią rozmawia, ma zaskakujące dla mnie problemy. Chciałbym doczekać chociaż jej matury.

TECZKA PERSONALNA:

Wiesław Zajączkowski, mieszkaniec Biskupina - Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego Katedry Archeologii Pradziejowej i Wczesnośredniowiecznej. Pracę w Muzeum Archeologicznym w Biskupinie rozpoczął w 1972 roku. W 1974 roku powierzono mu funkcję kierownika. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi Republiki Węgierskiej. Współtwórca znanych nie tylko w Polsce festynów archeologicznych. Z natury jest optymistą, chociaż przyznaje, iż z biegiem lat staje się coraz częściej niecierpliwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!