Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Problem z zagrodzonym dostępem do bloków bydgoskie władze najpewniej chcą przeczekać

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Jedno z ogrodzeń wokół bloków na ul. Białogardzkiej na Wyżynach
Jedno z ogrodzeń wokół bloków na ul. Białogardzkiej na Wyżynach Filip Kowalkowski
Temat grodzenia terenu wokół bloków należących do wspólnot i spółdzielni został wywołany równo rok temu. Przejechałem się wtedy na koniec Wyżyn, by zrobić slalom wokół wysokich na dwa metry płotów, jakimi namiętnie otaczali się mieszkańcy Białogardzkiej, Popiełuszki czy Glinki.

Widać było, że osiedlowe getto nie jest jeszcze szczelne. Do zamknięcia brakowało bram, pod które już zamontowano uchwyty. Różnica pomiędzy żydowskimi gettami i gettami na Wyżynach jest głównie taka, że Żydów zamykano tam wbrew woli, natomiast na Wyżynach mieszkańcy sami zamknęli się w gettach i jeszcze za to zapłacili.

Już przed rokiem padły też głosy oburzenia ze strony części bydgoszczan, którym miasto poprzecinane płotami, nierzadko biegnącymi w poprzek chodnika, nie przypadło do gustu i utrudniało swobodne poruszanie się. W odpowiedzi miejscy urzędnicy zapewnili, że opracują przepisy ujmujące w karby działania spółdzielców i wspólnot mieszkaniowych.

Już wtedy byłem przekonany, że będzie to trudna batalia. Getta blokowe zdążyły bowiem powstać także na innych dużych osiedlach, m.in. Szwederowie i Bartodziejach. Powstały – warto dodać – w majestacie prawa, jako że w myśl aktualnie obowiązujących przepisów planów budowy ogrodzeń do wysokości 2,20 m nie trzeba zgłaszać w Urzędzie Miasta.

A że wspólnoty i spółdzielcy nie stawiają betonowych ścian, tylko „niewinne” ażurowe płoty z prętów, to zapewne trudno byłoby nakazać rozbiórkę tych instalacji z powołaniem się np. na ustawę krajobrazową, wykorzystywaną do walki ze szpetnymi reklamami.

I rzeczywiście, rok minął, a proceder stawiania Kargulowych płotów kwitnie w najlepsze. Tymczasem „intensywne prace” w ratuszu, które mają wziąć w karby radosną twórczość w zakresie małej architektury, w tym ogrodzeń, zaowocują jakimś projektem uchwały najwcześniej za kilka miesięcy.

Jeśli w ogóle zaowocują. Im bliżej będzie terminu kolejnych wyborów samorządowych, tym szansa na przyjęcie nowego prawa będzie mniejsza. Akcja antypłotowa nieuchronnie wywołałaby burzliwą dyskusję wokół bezpieczeństwa w Bydgoszczy. Przed czymś w końcu dwumetrowe płoty mają chronić zamkniętych za nim ludzi.

30 lat temu, gdy powstały pierwsze problemy z odgradzaniem wspólnej własności, posługiwano się argumentem zabezpieczenia przed złodziejami. Wtedy ogrodzenia pojawiały się wewnątrz bloków – odcinano nimi fragmenty klatek schodowych i korytarzy. I w rzeczywistości mniej tym kierował strach przed złodziejami, a bardziej chęć powiększenia skromnego mieszkanka.

Teraz płoty śmiało wyszły na zewnątrz. Na szczęście nie muszą nas jeszcze chronić przed imigrantami, mimo to intruzów wskazać można sporo. Poza złodziejami są to pijacy, chuligani, bezdomni, wałęsające się psy, śmiecące brudasy i kierowcy parkujący pod cudzymi blokami. Każdą z tych kategorii szkodników winni mieć na oku strażnicy lub policjanci.

Wiadomo, że skuteczność tych służb, zwłaszcza w blokowiskach, jest ograniczona. I będzie ograniczona, bo na duże zwiększenie liczby patroli nie stać ani państwa, ani samorządów. Dlatego obawiam się, że samorządowcy, by nie drażnić wyborców, przymkną oko na epidemię płotów – odkładając przecięcie węzła gordyjskiego ewentualnie do następnej kadencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!