Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera "Wesela", czyli Smarzowski mocno, a nawet mocniej

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Polskie wesela to imprezy dziwne, ale pouczające. I jedyne w swoim rodzaju, bo w końcu zderzają się tu wszelkie generacje, światopoglądy i estetyki... I dzieją się cuda, bierzemy udział w dziwacznych zabawach i toczymy podlane alkoholem dysputy, o których wolimy nie pamiętać. Wykorzystał to pan Smarzowski w swoim pierwszym „Weselu” sprzed 17 lat do pokazania tej brzydszej gęby Polaka-średniaka. Tym razem poszedł daleko dalej, bo nowe „Wesele” to dzieło i o gębie, i o duszy polskiej, a raczej o jej mrokach. I o tych, co ten mrok czynią. W poetyce dramatu wielkokalibrowego, jak z szuflady wieszcza.

Cóż, nie ukrywam, że pana Smarzowskiego kocham miłością szczerą. Kiedyś nawet „Wesele” i „Dom zły” w wersji anglo podarowałem znajomkom ze świata, co skończyło się tym, że patrzyli potem na mnie z troską, a nawet przerażeniem. I choć ma miłość szczera jest, to nie bezkrytyczna, bo ma pan Smarzowski w dorobku też filmy, które trafiły do mnie nieprzesadnie. Nigdy jednak nie dostaliśmy tak mocnego i tak bardzo wprost manifestu o Polakach, jak nowe „Wesele”. I czuję się po nim i wstrząśnięty, i zmieszany.

Tak więc znowu mamy weselisko, znowu wyprawia je nowobogacki prowincjusz, i znowu oglądamy na nim paradę ludzi dobrych i złych, mądrych i głupich, ze zdecydowaną przewagą tych złych i głupich. Tyle że teraz - za sprawą dziadka panny młodej - w weselisko XXI wieku wkraczają upiory wieku XX. Na imprezie przenikają się bohaterowie z różnych okresów, a w konstrukcji filmu dwie narracje – o Polakach współczesnych i o rodakach z czasów, kiedy płonęli ludzie w stodole w Jedwabnem.

A z przypowieści wynika, że choć niby zmieniło się wszystko, to nie zmieniło się nic. Bo historia nie tyle wraca dramatem albo groteską, ale po prostu siedzi w nas cały czas. Mamy więc w „Weselu” portret Polaka daleki od tego, jaki chcielibyśmy oglądać w lustrze. Mamy lizusostwo wobec silniejszych i pogardę, a nawet okrucieństwo, wobec słabszych. Mamy ksenofobię, rasizm, oportunizm, tanie cwaniactwo. Ale tym razem pan Smarzowski mocniej skoncentrował się na tym, dlaczego tacy jesteśmy. I tu wali nas dechą po głowie, bez subtelności. Mamy więc gorzką tyradę o mowie nienawiści, zatruwającej nam dusze i głowy, o bezrefleksyjności, o pielęgnowaniu tego co najgorsze, o tym, jak pozwalamy sobą kręcić i manipulować.

I cóż, tak mocny manifest wymaga mocnych środków, a z tymi środkami bywa tak, że jak są za mocne, to czasami działają przeciwskutecznie. Bo „Wesele” 2021 kłuje nas boleśnie, ale też trochę drażni nadmiarem. A przy takim waleniu dechą po głowach nie starcza sił choćby na ciekawie kreślony motyw miłości, już nie do bliźnich w ogóle, ale miłości konkretnych ludzi… Film jest smacznie odjechany realizacyjnie i świetnie się klei, nawet jeśli niektóre pomysły - jak wprowadzanie postaci historycznych - są średnie... Ale mamy to, co jest siłą pana Smarzowskiego – wielką moc i filmu, i pojedynczych scen, które zostaną nam w głowach na zawsze. Choćbyśmy robili wszystko, żeby je z tych głów wyrzucić.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Premiera "Wesela", czyli Smarzowski mocno, a nawet mocniej - Nowości Dziennik Toruński