Na dobre ostatnio ugrzęźliśmy w Netfliksie, z małymi wyskokami w stronę Amazona czy HBO, a gdzie indziej też trafiają się filmowe smakołyki. Dziś więc stary dobry Canal+, bo tam właśnie możemy zobaczyć „Shortę” – duńskie kino policyjno-społeczne. Niby oparte na fabularnych schematach i ideowych kliszach, ale jednak z własnym wdziękiem. Głównie dzięki dobremu zbalansowaniu samej opowieści, która nie ucieka w stronę tendencyjnej powiastki dydaktycznej. Co jest ciekawe zwłaszcza w skandynawskim kontekście. Bo tam z powodu politycznej poprawności niewiele osób jeszcze niedawno śmiało przyznać, że w dzielnicach imigrantów funkcjonują strefy „no-go”, w których mamy państwo wysoce teoretyczne, bo nawet policja zapuszcza się tam tylko, jak musi.
Tak więc wszystko zaczyna się od zatrzymania młodzianka o imieniu Talib, który trafia do szpitala po interwencji policjantów. Wrze w getcie, wrze wśród stróżów prawa. Na patrol wyrusza jak zwykle wyjątkowo niedobrane duo – słabo panujący nad sobą weteran, napakowany stereotypami, i jego partner, który ma zeznawać w sprawie zatrzymania Taliba. Być może przeciwko kolegom. Patrol wjeżdża do dzielnicy imigrantów, mimo dyspozycji władz. Bo to – jak mówi nasz weteran – „już nie jest Dania”. Zatrzymują Bogu ducha winne chłopię i wtedy dociera do nich informacja, że Talib zmarł. Wybuchają zamieszki, a nasz patrol jest w samym środku piekła. I musi sam się z niego wydostać, policja nie chce bowiem wysłać wsparcia do opanowanej przez rebelię dzielnicy.
Plus dla twórców filmu za dobry balans społeczny, za portret rosnących murów między starym społeczeństwem, reprezentowanym przez arogancką policję i nowym światem zrewoltowanych wykluczonych, ale plus też za ciekawe naszkicowanie głównych bohaterów. Bo ci kapitalnie nam się na ekranie rozwijają. I to, co braliśmy za wredotę nie do końca nią jest, a to co uważaliśmy za szlachetność, też zgrzyta. Efektownie także przygnębia atmosfera społecznego zapętlenia. Bo rzeczywiście prawie wszyscy jakby dali tu sobie wmówić, że są, jacy są.
„Shorta” – co po arabsku znaczy po prostu: policja - powstała przed śmiercią George’a Floyda, ale w kontekst protestów przeciwko brutalności stróżów prawa wpisała się idealnie. Pewnie to tej produkcji pomoże, ale docenić trzeba ją za samą filmową robotę. Za zdjęcia z ręki, dzięki którym emocje aż rozsadzają kadry, za autentyzm, za montaż, a także za grę aktorów. I od razu zapewniam, że to inna paczka, niż ci duńscy gwiazdorzy, którzy obskakiwali seriale kryminalne, słynne na świecie z dekadę temu.
