Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: "Yara" - kiedy trauma prywatna staje się społeczną

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Netflix

Jasne, tego momentu, po którym w naszym życiu już nic nie będzie takie samo, zwykle nikt się nie spodziewa. Bo z reguły nasze życie wywraca się do góry nogami nagle, szybko i bardzo boleśnie. Ale taki moment czasami wagę ma szczególną - i staje się nie tylko momentem prywatnym, ale i przeżyciem społecznym... Choćby wtedy, gdy dotyka zwykłych ludzi w zwykły dzień traumą tak dużą, że staje się traumą całej wspólnoty, przewrotką już nie tylko w sferze psycho, ale i socjo. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy zniknęła trzynastoletnia Yara, 11 lat temu w Bergamo.

Oczywiście nie żyliśmy tą sprawą tak, jak Włosi i pewnie niewielu z nas ją w ogóle pamięta. „Yara” – jedna z ciekawszych premier Netfliksa w ostatnich dniach – została jednak zmajstrowana na tyle sprawnie, że prawie nie czujemy dyskomfortu nieczytelności, no może poza przepychankami instytucji, policji i karabinierów. Ale to smaczki dodatkowe, bo tak naprawdę istotny jest tu miks dramatu psychologicznego ze społecznym. Trochę szkolnie poprowadzony, trochę zostawiający niedosyt w finale, ale jednak wciągający zaskakująco soczyście, jak mało która taka fabularna rekonstrukcja.

Tak więc Yara – sympatyczne dziewczę, które uwielbia gimnastykę artystyczną, podkochuje się w młodzianku ze szkoły i żyje z fajną, zwyczajną rodziną, tak fajnie i zwyczajnie, że aż pięknie – znika pewnego mroźnego wieczoru. Służby ruszają do boju pod wodzą dzielnej pani prokurator, ale śledztwo buksuje w miejscu. Po trzech miesiącach zostają odnalezione zwłoki dziewczynki, ze śladami DNA sprawcy. I wtedy zaczyna się kosmicznie kosztowna operacja – i rewolucja we włoskiej kryminalistyce przy okazji – tworzenia bazy tysięcy danych DNA mieszkańców okolicy.

Z jednej strony mamy więc samo śledztwo, z drugiej opowieść o ludziach, których życie zaczyna kręcić się wokół jednego dramatu. I nie chodzi tu tylko o rodziców Yary, którym zawalił się świat, ale i panią prokurator - płacącą sporą cenę za obsesyjne wręcz dążenie do prawdy. A prawda, jak wiadomo kosztuje. I prywatnie – bo rodzina trzeszczy – i politycznie, bo każdy ruch to kontra systemu. Tyle, że każdy z nas w chwili próby chciałby mieć za plecami właśnie kogoś takiego. Pokazane jest to ładnie i bez efekciarstwa, choć też z drugiej strony nikt ani na chwilę nie wychodzi poza schemat - choć więc aktorzy się starają, to ich postacie są dosyć płaskie... A stara się zwłaszcza pani Isabella Ragonese w roli prokurator Ruggieri – i to na pewno jest spory plusik filmu. A największy minusik? Dla fanów dramatów sądowych rozczarowaniem będzie finalny proces - w realu pełen wątpliwości i zwrotów akcji, w filmie sprasowany jak tylko można.

No i zostaje jeszcze społeczność - która w niezgodzie na zło wkraczające w świat dobrych ludzi i w potężnej traumie, niszczącej wspólnotę, godzi się de facto i na ograniczenie własnej wolności, i na ogromne koszty. Byleby tylko przywrócić porządek - prawny i moralny. Mimo różnych politycznych magików, próbujących swoje na strachu ugrać. No ale z tym to mamy do czynienia wszędzie. Nie tylko w Bergamo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Premiera Netflix: "Yara" - kiedy trauma prywatna staje się społeczną - Nowości Dziennik Toruński