Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: "Naprawmy dziś świat" - czyli jak się pośmiać bez poczucia obciachu (recenzja)

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Materiały prasowe
Życie rodzinne to jak wiadomo ciężki kawał chleba. I do tego sztuka trudna wyjątkowo, co to udaje się wbrew pozorom rzadko. Bo nawet jak rodzina piękna, pachnąca i jak z obrazka, to zwykle coś tam w niej jednak zgrzyta i różne ciekawostki po szafach ma pochowane…

„Naprawmy dziś świat” to przypowieść o tym, że fajne rodzicielskie więzi da się stworzyć nawet tam, gdzie nie ma więzów krwi. I że może się to przydarzyć także ludziom, którzy dla rodzinności wydawali się straceni na amen. Bo jak wiadomo relacje uczuciowe układają się trochę według tego schematu, który stosuje w swoim teleszoł główny bohater filmu – nie ważne, co jest prawdą, a co fałszem, tylko to, w co szczerze wierzymy.

W wielkanocnym czasie ani serwisy streamingowe, ani kina nas nie rozpieszczały - delikatnie mówiąc, żeby nie psuć świątecznego nastroju. „Naprawmy dziś świat” - argentyńska premiera Netfliksa - to jeden z ciekawszych smakołyków, choć to smakołyk raczej lekkostrawny. Ale cóż, zdarza się, że kino lekkostrawne też zmajstrowane jest z klasą, której pozazdrościć.

Tak więc główny bohater to producent teleszoł „Naprawmy dziś świat”, w którym mamy zwarcie dwóch stron – sąsiadów żrących się o wifi albo ojca rzeźnika wojującego z córką weganką. Program najlepsze sezony ma już za sobą, więc producenta przygniatają stresy. I jeszcze bardziej nie ma czasu zajmować się ośmioletnim synem, którym i tak nigdy się specjalnie nie zajmował. Kiedy więc jego była partnerka obwieszcza, że przenosi się z chłopakiem na inny kontynent, przejęty nie jest. Tyle, że po chwili partnerka sugeruje, że nie jest biologicznym ojcem chłopca, a potem… ginie w wypadku. Okazuje się, że nasz producent rzeczywiście ojcem nie jest. Wyrusza więc z chłopakiem na poszukiwanie prawdziwego taty, odwiedzając mężczyzn ważnych i nieważnych w życiu matki. No a taka podróż może zmienić każdego.

Co punktuje w tym filmie na plus? Przede wszystkim piękne zbalansowanie całej opowieści. Dowcipy nie wpadają w bezguście, nie jest więc rechotliwie, sentymentalizm nie jest za bardzo łzawy, a wysmakowanie wizualne filmu mamy wyraźne, ale akuratne, bez epatowania ludu operatorskimi wygibasami. Zbalansowane jest też zlepienie komediowej kumplowskiej ballady drogi z kinem o dorastaniu do tacierzyńskich uczuć. A raczej nie tylko do tego, bo też do zrozumienia, co w życiu jest naprawdę ważne - co brzmiałoby oczywiście nieznośnie banalnie, gdyby nie było przypadłością tak powszechną... Wszystko to sprawia, że „Naprawmy dziś świat” ogląda się po prostu przyjemnie, bez zadęcia i nadęcia, a losy pary facetów – dużego i małego – zaczynają nas naprawdę interesować. Oni się zmieniają, ale i nasz stosunek do nich też, co nie jest w kinie takie częste. No i mamy trochę satyry, chociażby na biznes telewizyjny, choć tu akurat mogłoby być trochę ostrzej.

No a co na minus? Szczerze mówiąc trzeba te minusy trochę wykopywać na siłę. Może mogłoby być trochę krócej, ale z drugiej strony parę postaci drugoplanowych aż się prosi, żeby je lepiej podmalować… Może też film nie jest aż tak śmieszny, jak miał być, bo większość żarcików przechodzi jednak na półuśmiechu. Może też lepszy byłby szerszy pejzaż społeczny, bo przez osadzenie akcji w dostatniej klasie średniej widzimy świat bezproblemowy, jak z niegdysiejszych polskich seriali o prawnikach czy lekarzach. I to by było na tyle. Bo trudno wybrzydzać na film, który po prostu nie udaje niczego, czym nie jest.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty