Z roku na rok spada liczba postępowań wszczynanych przez policję poza miastami. Ale nie znaczy to wcale, że stróże prawa nie mają tam co robić.
<!** Image 3 align=right alt="Image 88911" sub="Zdarzenie w Janowie koło Dąbrowy Chełmińskiej wstrząsnęły opinię publiczną. O sprawie piszemy obszernie w dzisiejszym Magazynie (M3) / Fot. Piotr Schutta">
Zabójstwo w Janowie popełnione przez pięciu mieszkańców tej spokojnej miejscowości położonej 15 kilometrów od Bydgoszczy była jedną z najbrutalniejszych zbrodni ostatnich lat w regionie kujawsko-pomorskim.
Pięciu mężczyzn pałkami, tasakiem, a także pięściami i nogami zatłukło 46-letniego Andrzeja W. za to, że utrzymywał intymne kontakty z 15-letnią mieszkanką wsi.
Prokurator Adam Lis z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ zwraca uwagę, że tragiczne zdarzenie było finałem konfliktu, który eskalował już od lat.
- Mamy kilkanaście zgłoszeń w tej sprawie, a autorem większości z nich był Andrzej W., który uważał się za pokrzywdzonego - dodaje śledczy.
Jeszcze kilkanaście-kilkadziesiąt lat temu konflikty sąsiedzkie były na terenach wiejskich czymś powszednim. Dzisiaj jest inaczej. Prowincja stała się bardziej „miastowa”.
- Jeśli chodzi o typowych „Karguli”, to ostatnimi czasy takie doniesienia do nas nie docierają - mówi komisarz Sławomir Szymański, naczelnik prewencji Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Pałkami i tasakiem
Jednak można znaleźć różnice między przestępczością wielkomiejską a tą popełnianą w małych miastach i na wsi. W metropoliach częściej dochodzi na przykład do włamań do mieszkań i samochodów niż poza granicami miast.
Z kolei na wsiach i w miasteczkach policja częściej notuje drobne kradzieże i włamania na działkach i do obiektów gospodarczych, takich jak szopy i kurniki.
- Czasami zdarza się, że przyjmujemy zgłoszenie kradzieży krowy - mówi komisarz Szymański.
Bywają też jeszcze bardziej niecodzienne przypadki. Na przykład niespełna dwa lata temu w Jarantowicach w gminie Lubanie ukradziono ziemniaki z pola, na które złodziej wjechał kombajnem ziemniaczanym. Właściciel pola oszacował straty na 2 tys. złotych.
Łatwiej ukryć łup na wsi
Przestępczość prowincjonalna to jednak nie tylko tego rodzaju występki o lekko humorystycznym zabarwieniu. Dziuple, czyli magazyny kradzionych pojazdów, znajdowane są przez policję zwykle w małych miejscowościach. Często takie złodziejskie przechowalnie to stodoły i inne budynki gospodarcze.
Policja potwierdza: w mieście podejrzany pojazd znacznie szybciej rzuca się w oczy, łatwiej taki łup ukryć na wsi, gdzie nikt nikomu nie zagląda z okna na podwórko.
W czerwcu policjanci z Koronowa zlokalizowali złodziejską dziuplę w jednym z gospodarstw rolnych na terenie gminy Koronowo. Znaleziono w niej... wartą kilkaset tysięcy złotych koparkę, skradzioną w województwie warmińsko-mazurskim.
Producenci narkotyków duże miasta traktują jako swój rynek zbytu, natomiast wytwórnie umieszczają zwykle w małych miejscowościach. Ustronne miejsce do swego procederu wybrali także organizatorzy nielegalnej plantacji konopi indyjskich, którymi kierował znany niegdyś bydgoski biznesmen Janusz U.
Przestępcy wynajęli budynek po dawnej pieczarkarni i zaadaptowali go na potrzeby nowoczesnej plantacji marihuany. Obecnie odpowiadają za to przed bydgoskim sądem.
Podobnie rzecz się miała w przypadku nielegalnej rozlewni spirytusu w Gniewkowie, którą policja rozbiła na początku 2006 roku. Kilku mieszkańców Torunia wynajęło garaż na obrzeżach kujawskiego miasteczka, w pobliżu lasu. Zamierzali w nim urządzić fabryczkę zajmującą się destylowaniem i rozlewaniem spirytusu. Policja zarekwirowała przygotowane do użycia trzy wielkie zbiorniki ze skażonym spirytusem, kilka tysięcy pustych plastikowych butelek, tysiące kapsli oraz pompy i filtry do rozlewania.
Włamania do domków letniskowych to z kolei przestępczość charakterystyczna dla miejscowości położonych nad jeziorami. Policja uruchamia tam sezonowe posterunki i kieruje w te rejony dodatkowe patrole. Tak jest choćby nad Zalewem Koronowskim w Pieczyskach.
Tak też się zdarza
Złodzieje na wsiach idą również z duchem czasu. Niedawno w jednej z miejscowości w pobliżu Ciechocina ktoś włamał się do niedawno postawionej w szczerym polu wiatrowej elektrowni. Ukradł przewody na złom warte kilkanaście tysięcy złotych. Według policji, musiał to zrobić jednak fachowiec.