Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracują ponad 100 godzin non stop! [W PIĄTEK W MAGAZYNIE]

Grażyna Ostropolska
Operacja mózgu nowymOperacja mózgu nowym sposobem na walkę z nadmiernym łaknieniem - Szpital Wojskowy
Operacja mózgu nowymOperacja mózgu nowym sposobem na walkę z nadmiernym łaknieniem - Szpital Wojskowy Tomasz Czachorowski
To nieprawda, że gubi ich pazerność, więc biorą kontrakt za kontraktem i zbijają kasę. Prawda jest taka, że gdyby czas pracy każdego polskiego anestezjologa dostosować do unijnych dyrektyw, należałoby zamknąć połowę szpitali.

Co jakiś czas anestezjolog umiera na posterunku, czyli podczas szpitalnego dyżuru. Wychodzi wtedy na jaw, że to była jego czwarta lub piąta doba nieprzerwanej pracy i pojawia się sugestia:

Padł z wyczerpania!

Wprawdzie doszukując się przyczyn śmierci mówi się o wylewie lub zawale, ale to zwykle pochodna zmęczenia i stresu, towarzyszącym pracy anestezjologa. Czuwa on przecież przy najbardziej niebezpiecznych zabiegach; także takich, podczas których życie ludzkie wisi na włosku, więc częściej od innych lekarzy widzi i przeżywa śmierć.
[break]
„Ta lekarka nie była pracownicą naszego szpitala. Prowadziła działalność gospodarczą i sama regulowała sobie czas pracy”. To oficjalne stanowisko szpitala w Białogardzie, gdzie niedawno zmarła 44-letnia anestezjolog. Brzmi bezdusznie, ale pokazuje prawdę o polskich szpitalach, które by przetrwać, zawierają z anestezjologami umowy cywilno-prawne. Właśnie dlatego, by nie domagali się odpoczynku, gwarantowanego w umowach o pracę i by nie przyglądała się im Państwowa Inspekcja Pracy. Lekarka dojeżdżała do Białogardu z Łodzi, więc jak już przejechała te kilkaset kilometrów, brała kilka dyżurów pod rząd i pod taką jej pracę non stop szpital opracowywał grafik poważnych zabiegów. Prawa nie łamał, choć narażał zdrowie i życie przepracowanej - legalnie! - lekarki oraz jej pacjentów.
S

zpitale kuszą

kontraktowych anestezjologów coraz wyższymi stawkami, co czyni ich finansowymi krezusami wśród lekarzy. Koszt jest wysoki, bo płacą za to zdrowiem i życiem osobistym, więc spora część specjalistów od znieczulania wybiera emigrację.

- Uzyskują tam porównywalne dochody, pracując trzy razy mniej - słyszymy od doktora Andrzeja Motuka, doświadczonego anestezjologa z naszego regionu. To właśnie bydgoski Szpital Uniwersytecki nr 2 im. Biziela, w którym pracuje (a dawniej nim kierował), był krajowym pionierem w zatrudnianiu anestezjologów na umowy cywilno-prawne. - To było w końcówce ubiegłego wieku. Dziś liczba zabiegów, wymagających naszej obecności, wzrosła o 100 procent, a liczba anestezjologów zaledwie o jedną trzecią, więc nadmierne obciążenie pracą dotyka wszystkich - tłumaczy Andrzej Motuk. Przypomina, że przybyło nam lecznic prywatnych i nawet medycyna estetyczna nie może się obyć bez specjalisty od znieczuleń, a to powoduje, że biega on z dyżuru na dyżur w innej placówce.

- Ja nie życzę nikomu 15 dyżurów pod rząd, a takie przypadki bywały w mojej wieloletniej praktyce i nie wynikały z pazerności, tylko z potrzeb służby zdrowia - mówi doktor Motuk. Poprzedni tydzień też spędził na posterunku, bo taka była konieczność. - Wyszedłem do pracy w poniedziałek o 7.15, a skończyłem ją w piątek o 14.30, więc przepracowałem

108 godzin non stop,

a w poniedziałek rano zaczynałem kolejny 24-godzinny dyżur - wspomina i dodaje: - Czuję zmęczenie. Zdaję też sobie sprawę z tego, że mam swoje lata i długo tak nie pociągnę. Mam też opór przed takim trybem pracy anestezjologów i jednocześnie świadomość, że jeśli zwolnimy tempo pracy, odbije się to na szpitalach i pacjentach: będzie mniej zabiegów oraz większe kolejki - tłumaczy Andrzej Motuk. Unijna norma: 48 godzin pracy anestezjologa tygodniowo to dla polskich kontraktowych specjalistów mrzonka.

- Brakuje nam w regionie co najmniej 30 anestezjologów, a grudziądzki szpital, w którym pracuję, potrzebuje natychmiast pięciu - informuje Piotr Kowalski, wojewódzki konsultant ds. anestezjologii i intensywnej terapii w Kujawsko-Pomorskiem. Anestezjologów brakuje w Polsce od wielu lat, ale kolejne rządy przymykają oczy na ten problem. - Powinniśmy brać przykład z takich krajów, jak Nowa Zelandia, która najpierw porządnie zdiagnozowała problem braku anestezjologów, a potem przeznaczyła 25 lat na to, by braki uzupełnić, i każdy kolejny rząd ten program konsekwentnie realizuje - zauważa konsultant. Oburza go
polska droga na skróty,
obfitująca w zarządzenia, których nie da się wykonać. Tak, jak tego, które dotyczy znieczuleń okołoporodowych na życzenie. Wedle rozporządzenia ministra zdrowia o łagodzeniu bólu porodowego, każda rodząca ma prawo do znieczulenia na życzenie. To efekt walki organizacji kobiecych, protestujących przeciw dotychczasowym praktykom szpitali, które pobierały 600 zł od matek chcących rodzić bez bólu. Dyskryminowało to osoby mniej zamożne, którym refundowano znieczulenie jedynie w przypadku tzw. wskazań medycznych, więc od lipca ub. roku NFZ płaci porodówkom 416 zł za każde znieczulenie. Problem w tym, że w Polsce brakuje lekarzy ze specjalizacją: anestezjologia i intensywna terapia, więc większość placówek medycznych, także w Kujawsko-Pomorskiem nie może rozporządzeniu ministra sprostać.

- Powinniśmy mieć dwóch, a najlepiej trzech anestezjologów tylko do celów położniczych, a każdemu powinny towarzyszyć dwie pielęgniarki anestezjologiczne, których też brakuje na rynku, więc mamy z tzw. znieczulaniem na życzenie problem i nie jest to sprawa odpowiedniej organizacji pracy w szpitalu, tylko tego, że wolnych anestezjologów na rynku nie ma - wyjaśnia Zbigniew Sobociński, zastępca dyrektora bydgoskiego Biziela.

Z podobnymi problemami boryka się Wojewódzki Szpital Wielospecjalistyczny w Toruniu. Na szczęście tylko 10 proc. rodzących tam naturalnie kobiet domaga się znieczulenia, czemu oddział porodowy jest w stanie sprostać. Część matek rezygnuje z przywileju rodzenia bez bólu po rozmowie z lekarzem, który tłumaczy, że znieczulenie zewnątrzoponowe to też interwencja medyczna i możliwe są powikłania. - W ostatnich 8 latach niemal dwukrotnie zwiększyliśmy liczbę anestezjologów. Są oni zatrudnieni na umowach cywilno-prawnych i jest to wystarczająca liczba lekarzy dla zapewnienia dostępności znieczulenia zewnątrzoponowego w czasie porodu - informuje Janusz Mielcarek, rzecznik toruńskiej lecznicy.

Z raportu NIK

wynika, że brak anestezjologów najbardziej dotyka powiatowe porodówki.

W 22 spośród 24 skontrolowanych placówek tego typu był tylko jeden anestezjolog. Obsługiwał on zarówno blok operacyjny, jak i intensywną terapię „Może to zagrażać życiu i zdrowiu pacjentek i noworodków, bo w razie natychmiastowego zdarzenia może się okazać, że nie ma anestezjologa, mogącego znieczulić rodzącą pacjentkę, a brak możliwości podania znieczulenia zewnątrzoponowego pacjentkom, które tego oczekują, może narażać ich prawo do godnego odbycia porodu siłami natury”, czytamy w opublikowanym niedawno raporcie. NIK zaznacza, że wysokość refundacji znieczulenia (416 zł) nie pokrywa kosztów zatrudnienia dodatkowych anestezjologów, zwłaszcza w szpitalach z niewielką liczbą porodów.

- Od stycznia do lipca 2016 r. w szpitalach na terenie Kujawsko-Pomorskiego wykonano 157 znieczuleń okołoporodowych - informuje Barbara Nawrocka , rzeczniczka K-P OW NFZ,

Jedna trzecia lekarzy ukończyła 60 lat, a relacja tych praktykujących do liczby mieszkańców Polski jest najniższa w Europie (2,2 na 1000 mieszkańców). Anestezjologów mamy w kraju 6,6 tys. (szpitale w Kujawsko-Pomorskiem, mające umowy z NFZ, zatrudniają zaledwie 336), a studenci medycyny niechętnie wybierają tę specjalizację z uwagi na trudny egzamin i z wyrachowania, bo marzy się im prywatny gabinet, a nie obciążająca psychikę harówka na sali operacyjnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!