Na początku ubiegłej dekady był to zaniedbany, dziurawy trakt, którym poza lokalsami jeździł mało kto, ale po gruntownym remoncie zaczął powoli stawać się mekką rowerzystów. Tak powoli, że jeszcze parę lat temu nie odstraszał dzikich zwierząt. To tam udało mi się zaobserwować największy skok, jaki widziałem na żywo. Mniej więcej 50 metrów przed moim rowerem, za Leszycami, potężny jeleń pokonał cała szerokość drogi, niczym rzekę, jednym susem.
Teraz chyba trudniej byłoby go tam spotkać. W niedzielę, 23.06., drogę okupowały bowiem, bez przesady, dziesiątki cyklistów: pieszo, parami i w kilkunastoosobowych grupach. Te ostatnie różnie były zorganizowane. Jedne jechały w lekkim bezładzie, rozciągnięte na długich odcinkach, a wewnątrz uczestnicy organizowali sobie zajęcia w podgrupach, czyli koleżeńskie ploteczki. W innych grupach dla odmiany przywództwo stawiało dość surową dyscyplinę. Słychać było sygnały gwizdkiem i wykrzykiwane polecenia.
Sam nie wiem, przy której grupie czułem się bardziej komfortowo. Hałasy na drodze na pewno nie sprzyjają kontemplacji puszczańskiej przyrody. Z kolei ploteczki w podgrupach nie są głośne, lecz trudno je prowadzić, jadąc gęsiego. Miłośnicy pogaduszek przemieszczali się więc nierzadko w trzy osoby obok siebie, tarasując cały pas ruchu.
Z tego samego prawdopodobnie powodu dyskutanci niechętnie korzystają ze ścieżek rowerowych, nawet porządnie utwardzonych. Tak dzieje się na przykład we wspomnianej wcześniej Chrośnie. Jedni pokonują 2-kilometrowy odcinek przez wieś po biegnącej wzdłuż drogi ścieżce, inni mają ją w nosie. I nie jest to bynajmniej jedyna droga ze ścieżką rowerową w okolicy, na której tak się dzieje.
