I nie czarujmy się, większość z nas nie ma raczej ochoty na poznawanie go osobiście. Bo ani to bezpieczne, ani estetyczne, za to z reguły bolesne i paskudne. Ale poprzez kino? Jak najbardziej. I w tym poznawaniu Patryk Vega, twórca „Pitbulla” sprzed dekady, był nieoceniony. Teraz próbuje raz jeszcze wykąpać się w tej samej rzece i serwuje nam „Pitbulla. Nowe porządki”. Tyle że efekt jest niejednoznaczny.
Policyjno-bandyckie zapasy w filmach pokazywane są tak naprawdę w paru schematach. Albo koncentrujemy się na zagadce kryminalnej, albo zagadki nie ma żadnej, a najważniejsza jest ganianka męskich panów i jeszcze bardziej męskich pań. Vega w „Pitbullu” na drugi plan zepchnął i zagadkę, i ganiankę, koncentrując się na ganiających. No i dzięki temu dostaliśmy momentami zabawne, momentami porażające portreciki i polskich policjantów, i generalnie ciężkiej doli człowieczej. W „Nowych porządkach” policję Vega portretuje bardziej od strony funkcjonalnej, za to sporo tu przyglądania się życiu i obyczajom polskich „gangusów”. I tych z dołu, i z góry bandyckich piramidek.
Oczywiście Vedze wierzymy, bo widać tu kawał solidnej roboty w łapaniu autentyzmu - co momentami aż przeszkadza, bo film sprawia wrażenie polepionego z mniej lub bardziej czytelnych anegdotek. Znowu też mamy popisy ludzkiej małości, kompleksów, tchórzostwa, obsesji i tego wszystkiego, z czego rodzi się zło. I tylko nieco to wszystko płytsze, do tego z przebijającą z lekka jakąś taką chłopięcą fascynacją światem twardzieli, co to źli są bardzo, albo mroczni wyjątkowo. Swoją drogą zawsze mnie fascynowało to dorabianie głębi mroku prostaczkom, tylko dlatego, że robią w zbrodni... I w sumie dopiero teraz widać, ile pierwszemu „Pitbullowi” dało aktorstwo Stroińskiego czy Grabowskiego, którzy z tamtego filmu - i serialu - zrobili perełkę.
Tak więc na Mokotowie były tajniak, pseudo Majami, zajmuje się bandą ściągającą haracze. Sprawa szybko łączy się ze śledztwem w sprawie gangu obcinaczy palców, prowadzonym przez naszego starego znajomka, Gebelsa. Policjanci muszą się zmierzyć z niejakim Zupą i jego hersztem Babcią, granym przez samego Bogusława Lindę. W ogóle mamy tu gromadkę znanych aktorów, lepiej lub gorzej czujących swoje role. Cudnie zaskakuje na przykład Maja Ostaszewska.
I tak sobie biadolę i wyrzekam, ale jedno muszę przyznać - mimo wszystko świetnie się ten film ogląda.CP