Rzecz oczywiście dotyczy kontrowersyjnej, i jak mało co ostatnio, dzielącej ludność województwa sprawy zmiany - czy też jak niektórzy chcą, zaledwie uzupełnienia - nazwy bydgoskiego Portu Lotniczego. Wielu, nie da się ukryć, ten „Toruń” w oczy kłuje, a toruńskie srebrniki, czyli owe 5 milionów złotych, które mają być w port wpompowane przez sąsiadów zza Wisły, na długo wejdą do języka co najmniej kilku znanych i powszechnie szanowanych bydgoszczan.
PRZECZYTAJ:Czy bydgoski Port Lotniczy stanie się spółką z o.o.?
Co więc stanie się za dwa tygodnie w ministerstwie infrastruktury, nikt nie wie, a nawet jak wie, to przed kolejną próbą sił na pewno tego głośno nie powie. Trudno się dziwić. Takiej wpadki nie zaliczają nawet najsłabsi negocjatorzy. Przewiduję niespodziewane zagranie związane z propozycją zmiany formuły spółki. Choćby Poznań czy Wrocław to porty będące spółkami z ograniczoną odpowiedzialnością. Można je łatwiej finansować. I nie przeszkadza im to w działaniu. Niezłym działaniu.