MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poczytaj mi, synu

Redakcja
Podobno prawo i sprawiedliwość w parze chodzą z rzadka. Szczególnie tam, gdzie świat opanowali prawnicy.

Bohater "Sędziego" - pan mecenas, który wygrywa wszystko, co można - reprezentuje zwykle ludzi ewidentnie winnych. Paskudnych, wrednych i chciwych. Bo, jak powtarza, niewinnych na niego nie stać. Bo miarą sukcesu w jego świecie jest efektywność, więc choć niby prawo jest dla każdego jednakie, to w praktyce wychodzi to nie tak, jak kombinowali sobie górnolotni prawodawcy. Tyle że dla niektórych ludzi jakoś wciąż białe jest białe, a czarne jest czarne - a nie szare, względne i rozmyte. No i mamy konflikt.

"Sędzia" ma konstrukcję dramatu sądowego - osią filmu jest proces starego sędziego, który do prawa ma podejście "etosowe". Tak się kiedyś u nas mawiało, zanim w czasach kapitalizmu wczesnego ta "etosowość" nie nabrała lekko szyderczego wydźwięku... Tak naprawdę jednak nie debata o stanie państwa prawa jest w tym filmie najważniejsza. To tylko mikroportret, zresztą niespecjalnie odkrywczy, naładowany amerykańskim zachwytem nad potęgą ichniego systemu, który mimo tej pogoni za pieniędzmi potrafi się sam naprawiać. "Sędzia" to jednak tak naprawdę film o rodzinie. Momentami świetny, momentami tak irytujący, że aż zęby bolą.

Mamy tu bowiem niby nobliwą familię, kryjąca w szafach różne traumy, wzajemne oskarżenia i wyrzuty. Mamy syna, który zrobił karierę i na pogrzeb matki wraca po latach do rodzinnej mieściny. Jak się łatwo domyśleć wraca do tego wszystkiego, od czego uciekał - choćby do despotycznego ojca, którego uważa za potwora, czy do brata, któremu dramatyczny moment z przeszłości złamał życie. Tyle, że sytuacja się zmieniła. To już nie czasy rodzicielskiej dominacji z jednej i dziecięcych potrzeb z drugiej strony. Tych wszystkich "poczytaj mi, mamo" i wspólnych gierw piłę... Jest dokładnie odwrotnie. To rodzina potrzebuje pomocy. A nasz bohater? Jak mówi jedna z pań w filmie, wciąż jest tym chłopakiem z prowincji, który bardzo stara się udowodnić, że nim nie jest.
Lubicie państwo takie produkcje? Jasne. Z reguły to koncerty na kilkoro aktorów, rodzinne konflikty i powroty do momentów, kiedy podejmowaliśmy nieodwracalne życiowe decyzje. I oczywiście można to rozegrać lepiej lub gorzej, bo mieliśmy w tej kategorii i filmowe cudeńka, i kompletne knoty.
Tak więc do rodzinnego domu dociera nasz superprawnik z Chicago. Ma szybko wyjechać, ale jego stary ojciec - lokalny sędzia - zostaje oskarżony o zabójstwo. No a to doskonały pretekst do familijnej psychodramy.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że film poukładano z tak ogranych elementów. Kiedy tylko pan mecenas pojawia się w miasteczku, zaraz jasne jest, że spotka dawną dziewczynę z ogólniaka, znacznie fajniejszą niż wielkomiejskie panny. I co? Myk i dziewczyna jest. I tak dalej, i tak dalej... I pewnie zapomnielibyśmy o "Sędzim" szybciutko, gdyby nie to, że dwie główne role odgrywają Robert Duvall i Robert Downey jr. To aktorscy magicy, więc chyba wszystko jasne. Dla scen z ich udziałem wytrzymać można wszystko. Nawet tę amerykańską flagę, symbolicznie łopoczącą pod koniec filmu ku chwale ojczyzny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!