Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patataj, gęsi kraj FELIETON "CAŁY TEN POP" o tym, dlaczego eurowybory wpędzają mnie w depresję

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Kampanie do parlamentu europejskiego zawsze wpędzały mnie w depresję. I to wcale nie dlatego, że ja w nich nie startuję. Depresyjnym czyniło mnie to, że i lud, i politycy traktowali je głównie jak tester przed wyborami krajowymi. A to sprawiało, że w Europie reprezentowali nas dotąd często delikwenci drugoligowi albo te miśki, które partyjni bonzowie skazali na zsyłkę do Brukseli, osładzając im gorycz rozstania kasą życia. A powinny być to wybory ważne jak żadne.

W tym tygodniu jednym z hitów eurokampanii był angielski. Różni dziarscy harcownicy wyzywali konkurentów na debaty w tym języku, żeby nadąć kompetencje własne. Harcował i pan Tarczyński, i pan Czarnecki, a mnie przypomniała się smutna fraza z „Ciemno, prawie noc”, że w Polsce dzieci mają nie ci, co trzeba. Bo wychodzi na to, że angielski też znają nie ci, co trzeba. Bo „nie ci, co trzeba” to jakieś nasze polskie przekleństwo. Pan Zandberg nawet skomentował te harce zgrabnie, że komuś pomyliły się wybory z rekrutacją na tłumaczy, bo niby rzeczywiście język to kompetencja wtórna wobec tego, co ma się w łepetynie. Ale tak do końca to bym się jednak z tym nie zgodził.

Bo to jednak podstawowe narzędzie pracy polityka w europarlamencie, bez którego nie ma się co pchać na listy. Jakby dajmy na to taki kandydat, wierny zasadzie, że „Polacy nie gęsi”, ruszał do Brukseli na tournee z zespołem tańca ludowego albo grupą woltyżerów – to proszę bardzo. Ale uprawiać politykę? Bez języka? Nie da się. Jak więc słucham pani polityczki wybitnej, która mówi z dumą, że włada językiem obcym w stopniu na własne potrzeby wystarczającym, to się pytam, co to znaczy? Że umie wydukać: coffee, please? Bo ktoś, kto startuje bez języka, mówi nam w oczy, że nie ma podstawowej kompetencji. Bo tam w Brukseli nie będzie robił origami, tylko mówił i słuchał.

Oczywiście można ruszyć z kopytka i się językowo napiąć, co udowodnił pan Tusk chociażby. Pamiętacie te początki? Dzisiaj co prawda dalej mówi z dziwacznym akcentem – pewnie kaszubskim – ale to akurat nie ma znaczenia, bo z dziwacznymi akcentami mówią tam prawie wszyscy. A po Breksicie to już nie będzie nawet tego prawie.

Ale może można bez języka? A jakże. W „Grze o tron”, której finalny sezon już za chwileczkę, są przecież tacy, którzy nie znają „języka powszechnego” i żyją, choć w knowaniach władców udziału nie biorą. To dzicy zza muru, upośledzeni społecznie i dziwacy z jakichś egzotycznych kultur. Czyli generalnie ludzie, których nikt nie traktuje poważnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Patataj, gęsi kraj FELIETON "CAŁY TEN POP" o tym, dlaczego eurowybory wpędzają mnie w depresję - Nowości Dziennik Toruński