https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ogniste pożegnanie inspektor Danuty K.

Małgorzata Oberlan
59-letnia urzędniczka najpierw okradła, a potem dwukrotnie próbowała podpalić Urząd Miasta w Kowalewie Pomorskim. Dlaczego? Twierdzi, że do tego czynu popchnęła ją choroba męża. Mieszkańcy miasteczka tylko kiwają głowami, bo wiedzą jedno: nie miała ona z tą rodziną lekko...

59-letnia urzędniczka najpierw okradła, a potem dwukrotnie próbowała podpalić Urząd Miasta w Kowalewie Pomorskim. Dlaczego? Twierdzi, że do tego czynu popchnęła ją choroba męża. Mieszkańcy miasteczka tylko kiwają głowami, bo wiedzą jedno: nie miała ona z tą rodziną lekko...

<!** Image 2 align=right alt="Image 123027" sub="Ogień miał strawić szafę
z dokumentami funduszu zapomogowo
-pożyczkowego
w Urzędzie Miasta w Kowalewie Pomorskim. Inspektor Danuta K. sama przyznała, że bezzwrotnie pożyczyła sobie
z niego 10 tysięcy złotych.
/ Zdjęcia: Jacek Smarz">Wysoka, postawna brunetka. Raczej spokojna, na pewno nie furiatka. W referacie finansowym kowalewskiego Urzędu Miasta przepracowała 30 lat.

- Miła, na rękę szła człowiekowi - kobieta w stylonowym fartuchu zapala papierosa. Mieszka naprzeciwko urzędu, najładniejszego chyba budynku w Kowalewie. Widziała akcję strażaków, zna inspektor Danutę K., a jeszcze lepiej jej męża i synów. Bo rodzina K. anonimowa nie jest.

Dorośli synowie to nie anioły, ich nazwiska są kojarzone z kłopotami z prawem. A Henryk K., druga połowa urzędniczki? - Cóż, oględnie mówiąc, sporo przez niego przeszła. Heniek faktycznie ma raka. Teraz jest w domu, wychodzi czasem na miasto. Dla dwóch innych pracownic w urzędzie zbierane były pieniądze, gdy znalazły się w kryzysowej sytuacji. Danka „poradziła sobie” sama - mówi koleżanka z pracy.

<!** reklama>Dokumenty ocalały

Pierwszy pożar zauważono w niedzielę rano, 7 czerwca, gdy w urzędzie wydawano karty do głosowania w wyborach do europarlamentu. Płonęła szafa z dokumentami funduszu zapomogowo-pożyczkowego, który obsługiwała inspektor Danuta K. Ponieważ szafę ustawiono w małym zamkniętym pomieszczeniu, ogień sam przygasł. Dokumenty ocalały.

Następnego dnia nad ranem ogień pojawił się na parterze budynku. Tym razem groźnie wdzierał się drewnianymi schodami do góry, objął boazerię.

- Razem ze sprzątaczką od razu chwyciłyśmy za gaśnice. Robiłyśmy, co tylko było można. Bez namysłu, szybko - wspomina Karolina Kowalska, asystentka burmistrza. W pracy zawsze stawia się o godz. 6.30, bo tak przyjeżdża autobus. Pożar przeżyła po raz pierwszy. Wezwała straż pożarną i policję.

<!** Image 3 align=left alt="Image 123027" sub="Wiceburmistrz Barbara Stosio - podobnie jak inni urzędnicy - jest w olbrzymim szoku">Strażacy dogasili ogień. Policjanci zadawali pytania. Czy mają w urzędzie wrogów? Czy odgrażali im się ostatnio jacyś sfrustrowani petenci?

Urzędnicy sami próbowali żartować, że może ktoś był niezadowolony z wyniku wyborów. Nikt wtedy jeszcze nie kojarzył pożaru z Danutą K. Szokująca była za to świadomość, że ktoś celowo podpalił budynek.

- Przez okno wrzucono na klatkę schodową butelkę z płynem łatwo palnym, a następnie podpalono. Zniszczone zostały drewniane schody, boazeria oraz okno na klatce schodowej. Wartość strat - około 10 tysięcy złotych - informuje Jolanta Zapaśnik-Wysocka, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Golubiu-Dobrzyniu.

Noc spędziła już w areszcie

W tamten poniedziałek Danuta K. nie przyszła do pracy. Powinna zacząć ją o godz. 7. Zgodnie z przyjętą w urzędzie zasadą, zadzwoniła do niej do domu kierowniczka referatu finansowego. Od męża usłyszała, że żona, jak w każdy dzień roboczy, wyszła do urzędu... Około 7.30 kierowniczka dostała od podwładnej SMS-a.

- To były słowa przeprosin i pożegnania oraz, co nas jeszcze bardziej zaskoczyło, prośba, by opieka społeczna zajęła się jej mężem - relacjonuje asystentka burmistrza. - Czuliśmy, że dzieje się coś złego. Zaczęliśmy jej szukać. Burmistrz napisał do niej uspokajającego SMS-a. Zapewnił, że nie będzie żadnych konsekwencji... To po to, żeby ją otrzeźwić, żeby przypadkiem niczego sobie nie zrobiła.

<!** Image 4 align=right alt="Image 123027" sub="Budynek, który zajmuje Urząd Miasta w Kowalewie Pomorskim, uchodzi za jeden z ładniejszych w miasteczku. Niewiele brakowało, by strawiły go płomienie.">Urzędniczki pobiegły na działkę, na którą przed pracą lubiła zaglądać Danuta K. Karmiła tu psa, sprawdzała dobytek i szła do urzędu. Kobiety jednak tu nie było. Koleżanki zajrzały jeszcze do kościoła. Też nic. Przepadła jak kamień w wodę.

- Fakt, że Danuta K. jako jedyna z personelu nie stawiła się tego dnia w pracy był dla nas istotnym tropem w sprawie podpalenia - dodaje Jolanta Zapaśnik-Wysocka. - Ostatecznie kobietę zatrzymaliśmy pod wieczór, około godz. 19 w jej własnym mieszkaniu. Noc spędziła już w areszcie.

Na wniosek policji wobec urzędniczki zastosowano poręczenie majątkowe i odsunięto ją od pełnienia obowiązków zawodowych. Wyszła do domu. Ze świadomością, że postawiono jej nie tylko zarzut zniszczenia mienia przez podpalenie, ale i przywłaszczenia około 10 tysięcy złotych z funduszu zapomogowo-pożyczkowego. Taką kwotę podała zresztą sama.

W środę Danuta K. przyszła do urzędu. Rozmawiała z wiceburmistrz Barbarą Stosio. - Przeprosiła. Obiecała, że spłaci kwotę, którą wzięła. Tłumaczyła, w jak trudnej sytuacji znalazł się jej mąż. Obyło się bez łez - zapewnia Barbara Stosio, ale sama ma mokre oczy. Podobnie jak inni - jest w olbrzymim szoku. Z jednej strony współczuje, z drugiej - wciąż nie dowierza.

Inspektor Danuta K. była jedną z dwóch osób zajmujących się funduszem. Miała dostęp do dokumentów, czeków. Wiele wskazuje na to, że pieniędzmi innych urzędników wspomagała się kilkakrotnie.

- Najprawdopodobniej brała i oddawała, brała i oddawała. Pod koniec roku bilans wychodził na zero. Wewnętrznym kontrolom nic nie podpadało. Tym razem nie oddala - mówi Karolina Kowalska. - Komisja, która powołaliśmy, przegląda teraz dokument po dokumencie, całe tomy akt. Żeby dotrzeć do mechanizmu wypływu tych pieniędzy, zliczamy rachunek po rachunku. Niestety, Danuta K. - wbrew temu, co obiecała pani wiceburmistrz - odmawia teraz współpracy. Podejrzewamy, że tak doradził jej prawnik, którego wynajęła.

Jakie stroje? Jakie Hawaje?

Sytuacja kładzie się cieniem na cały urząd. No bo jak to możliwe, by pieniądze tak sobie „pożyczać”? I nikt tego nie zauważył?

1 lipca Danuta K. miała przejść na emeryturę. W piątek, 29 maja, zaprosiła burmistrza i kolegów na imprezę pożegnalną do Domu Kultury. Były kwiaty, gratulacje, słowa o wzorowej pracy, kawa, ciasta i nie tylko. - Piękna uroczystość - wspominają do dziś urzędnicy.

Niepozorna kamieniczka, w której mieszka rodzina K., to zaledwie 10 minut drogi od urzędu. W małym mieszkaniu na drugim piętrze siedzi przy laptopie jeden z synów.

- Z gazety?! K...wa! Teraz wszyscy tu przyłażą! Nikt tu nie będzie rozmawiał, i już - wścieka się postawny mężczyzna. Nieznoszącym sprzeciwu gestem kieruje nas do drzwi.

Sąsiedzi nie ukrywają, że boją się męskich przedstawicieli familii K. Samej Danucie współczują. - Żadne tam fury, stroje, Hawaje. Po niej samej prawdziwych pieniędzy nigdy widać nie było - mówią.

Wybrane dla Ciebie

Emerytura po śmierci - kiedy rodzina zmarłego może ją zatrzymać? Oto przykłady

Emerytura po śmierci - kiedy rodzina zmarłego może ją zatrzymać? Oto przykłady

Nie będzie procesu w sprawie morderstwa przy Babiej Wsi. Postępowanie umorzone

Nie będzie procesu w sprawie morderstwa przy Babiej Wsi. Postępowanie umorzone

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski