Oblał ją rozpuszczalnikiem i podpalił. Tragedia 17-letniej Dominiki Ś. z Nakła wstrząsnęła Polską. - Tak się wszyscy o mnie martwią... - dziwi się Dominika. Ogień oszczędził jej twarz. Objął szyję i klatkę piersiową. Pod bandażem widać rozległe rany i blizny.
<!** Image 2 align=none alt="Image 178202" sub="Pojawieniu się Dominiki pod domem, z którego pół roku temu uciekła, towarzyszy zainteresowanie sąsiadów. Chcą zobaczyć, w jakim stanie jest nastolatka, którą kolega oblał rozpuszczalnikiem i podpalił. / fot. Tymon Markowski">- Najgorszy ból minął. Był nie do wytrzymania, myślałam, że nie przeżyję - wspomina nastolatka.
Widać, że zainteresowanie obcych ludzi bardzo Dominikę wzrusza. Pytają, jak się czuje i pomstują na sprawcę. „Tylko zwyrodnialec mógł ci coś takiego zrobić!” - oceniają. Na troskę i współczucie rodziny Dominika nie może liczyć.
Spotykamy ją w poniedziałek (29.08.) przed domem ojca. Parę godzin temu po tygodniowym pobycie wyszła ze szpitala. Miał ją odebrać ojciec, ale nie przyszedł na umówioną godzinę. - Obiecał pracownikom pomocy społecznej, że będę mogła u niego zamieszkać, spisaliśmy nawet kontrakt socjalny, a teraz nie otwiera mi drzwi - mówi zasmucona. Gdzie się podzieje? - Pewnie u Krzycha, mojego chłopaka - odpowiada. To do niego 17-letnia Dominika uciekła z rodzinnego domu. Mieszkali razem 5 miesięcy, z 37-dniową przerwą na... więzienie. - Krzychu nie zapłacił jakiejś grzywny - wyjaśnia Dominika. Widać, że na starszym o kilkanaście lat mężczyźnie jej zależy. Krzysztof N. wyszedł z więzienia krótko po tym, jak 17-letni Łukasz L. oblał Dominikę rozpuszczalnikiem i podpalił.
<!** reklama>Do tej tragedii doszło 2 tygodnie temu, w nocy z niedzieli na poniedziałek. Dominika odwiedziła starszą siostrę w oficynie przy Jackowskiego. 18-letnia Marlena mieszkała tam od roku. Przygarnęła ją właścicielka mieszkania, pani M. - Wyjaśniła nam, że kolega syna przyprowadził Marlenę i powiedział, że teraz u nich zamieszka - wspominają w M-GOPS w Nakle. Syn pani M., Marcin Cz., „kręcił” kiedyś z Dominiką, a kolega Marcina, Łukasz L. (ten, który podpalił Dominikę), był chłopakiem Marleny.
Bliskie powiązania osób, które brały udział w zakończonym tragicznie spotkaniu, są zapewne kluczem do odpowiedzi na pytanie:
dlaczego Łukasz to zrobił?
Marlena tak zapamiętała to zdarzenie: - Byliśmy razem w pokoju i nagle Łukasz zaczął mnie wyzywać. Zaczęło mu przeszkadzać, że siedzę w towarzystwie. Siostra się za mną wstawiła, a ja wyszłam z pokoju. Potem my siedzieliśmy w kuchni, a Dominika została w pokoju z Marcinem, swoim byłym chłopakiem. Byli tam zamknięci przez godzinę, a potem Marcin do nas wrócił, powiedział coś do Łukasza i ten wyszedł z kuchni, a chwilę później z pokoju wyleciała Dominika w płomieniach.
<!** Image 3 align=none alt="Image 178202" sub="Ogień oszczędził twarz Dominiki, ale rozległe rany na szyi, klatce piersiowej
i ramionach wymagać będą długotrwałego leczenia / fot. Tymon Markowski">Marlena zaczęła siostrę gasić: - Krzyczałam na Łukasza, a on stał i nic sobie z tego nie robił. Kazał mi tylko być cicho, a potem powiedział: „Nara” i wyszedł - wspomina. Na szczęście szybko przyjechało pogotowie i odwiozło Dominikę do szpitala.
Marlenie trudno uwierzyć w to, co się stało: - Łukasz miewał ataki agresji, ale wolał walnąć ręką w stół niż mnie uderzyć. Sam by nie wpadł na to, by moją siostrę podpalić - broni chłopaka.
Za to Dominika nie ma o Łukaszu dobrego zdania: - On nie jest normalny. Ćpał, pił i był nieobliczalny - mówi. Co robiła ze swoim byłym chłopakiem Marcinem przez godzinę w zamkniętym pokoju? Namawiał ją, by do niego wróciła? - Można tak powiedzieć - przyznaje. - Pytał, czy będę u niego nocowała, ale ja i tak bym do niego nie wróciła, bo jak byliśmy razem, to wciąż były kłótnie. No i mam teraz swojego Krzycha - tlumaczy. O czym Marcin mógł rozmawiać z Łukaszem, zanim ten chwycił rozpuszczalnik i oblał nim Dominikę? - Pewnie się ze mnie śmiali - domyśla się dziewczyna.
Przez kilka dni po zajściu zdrowie i życie obu sióstr Ś. było zagrożone. Kumpel Łukasza, Krystian W., próbował je zastraszyć.
„Potnę was i spalę”
tak nam groził - wspomina Marlena. Potraktowała te groźby poważnie, gdy wszedł do mieszkania i pociął jej ubrania. Zaczęła się bać, gdy 17-letni Krystian W. wraz z dwiema młodszymi siostrami wybrał się do szpitala na poszukiwania Dominiki.
- Słyszałam głos jednej z sióstr W., krzyczącej, że mnie zabije i byłam przerażona. Na szczęście byłam tak obandażowana, że mnie nie poznali i odeszli - wspomina ofiara podpalenia. Po tym incydencie dostała w szpitalu policyjną ochronę. - Krystian W. został zatrzymany i na 3 miesiące trafił do aresztu, a jego 15-letnią nadzwyczaj agresywną siostrę skierowano na obserwację psychiatryczną - informuje podinspektor Andrzej Cieślik, komendant KPP w Nakle.
Łukasz L. też siedzi w areszcie. - Po zatrzymaniu twierdził, że nie był na tej imprezie, bo w tym czasie przebywał pod namiotem, a jeden z jego kumpli przekonywał policjantów, że Dominika sama się podpaliła - wspomina komendant. Twierdzi, że L. był im dobrze znany z przestępstw przeciw zdrowiu i mieniu. Sąd skierował go do ośrodka wychowawczego i do Nakła przyjeżdżał tylko na przepustki i w ferie.
- Nie będę na temat syna rozmawiać - matka Łukasza zamyka przed nami drzwi swego małego mieszkania na poddaszu. W oficynie przy Jackowskiego, gdzie doszło do tragedii, też chętnych do rozmowy nie ma. - Lepiej nic nie mówić niż okna stracić! - tłumaczą sąsiedzi. Te z wybitą szybą należą do Marcina Cz., byłego chłopaka Dominiki. - Ma 20 lat, robi, co chce, a rodzice nie mogą sobie z nim dać rady i chyba się go boją. Oni pracują, on - nie, ale imprezy robi na okrągło - słyszymy. Marcin Cz., były chłopak Dominiki, dostał policyjny dozór. Twierdzi, że nie namawiał Łukasza do podpalenia Dominiki, ale jak było naprawdę,
wykaże śledztwo.
- Ja tego zdarzenia nie widziałam, bo wyszłam wtedy na chwilę z pokoju - przekonuje Sandra, 17-letnia siostra Marcina. Inni też wolą milczeć. Rodziny L. i W. mają w Nakle złą sławę. - Te dzieciaki pochodzą z patologicznych środowisk i tylko powielają wzory utrwalone w rodzinie - oceniają sąsiedzi. O Marlenie i Dominice też nie są najlepszego zdania: - Włóczą się z chłopakami, zamiast się uczyć i pracować. Czekają, aż im manna z nieba spadnie?
<!** Image 4 align=none alt="Image 178202" sub="W oficynie przy ul. Jackowskiego w Nakle, 17-letni Łukasz L. oblał Dominikę rozpuszczalnikiem, podpalił i patrzył, jak płonie / fot. Tymon Markowski">Dominika przyznaje, że przerwała naukę w II klasie zawodówki i uciekła z domu, bo chciała być z Krzychem. - Od września wrócę do szkoły - obiecuje. Swojej matki prawie nie znała. - Spaliła się jakieś 5 lat temu, szczegółów nie znam, bo nie utrzymywała z nami kontaktu - wyjaśnia.
Matka urodziła jedno po drugim troje dzieci i... straciła dla nich zainteresowanie. - Ja miałam 6 lat, a Dominika 5, gdy zabrano nas do domu dziecka - wspomina Marlena. Gdy ojciec powtórnie się ożenił, zabrał je do siebie. - Było dobrze, dopóki dostawali na nas pieniądze, potem trzeba było od nich uciekać - twierdzi starsza z sióstr Ś. Najpierw wyniósł się z domu ich brat, potem Marlena, po niej Dominika. - Brat jest w więzieniu. Pokomplikowało mu się życie, bo nie miał normalnego domu - diagnozuje Marlena. Chce studiować psychologię. Na razie ma zawód sprzedawcy i szuka pracy. Gdy ją znajdzie, będzie się uczyć zaocznie w Bydgoszczy. - To postanowione! - mówi. Zabrała siostrę ze szpitala i ma żal do ojca: - Mówił, że przyjdzie po Dominikę do szpitala o 8.00, bo o 9.00 miała być wypisana, ale nie przyszedł, więc siostra zadzwoniła po mnie.
Wie, że ojciec nie wpuścił Dominiki do domu. - Mnie też nie chce widzieć. Pół godziny czekałam w poniedziałek wieczorem pod jego drzwiami - skarży się Marlena.
- Nie możemy znaleźć Dominiki. Nie ma jej przy Jackowskiego ani u Krzysztofa N., a jej ojciec był u nas ze cztery razy i też twierdził, że jej szuka - usłyszeliśmy w M-GOPS krótko po tym, jak zastaliśmy ofiarę podpalenia przed zamkniętymi drzwiami mieszkania jej ojca. - On tylko udaje, że chce ją przyjąć - twierdzi Marlena. Sugeruje, że siostrze nie pozostaje nic innego, jak zamieszkać z Krzychem. W końcu za 2 miesiące skończy 18 lat i nawet sąd rodzinny niczego jej nie narzuci. <
Zabawa w chowanego
Dominika wychodzi ze szpitala i nie ma się gdzie podziać. Ojciec, od którego uciekła, zapewniał pracowników socjalnych, że córkę przyjmie. Miał być przy jej wypisie ze szpitala, ale nie przyszedł i Dominikę zabrała siostra. My spotykamy Dominikę przed zamkniętymi drzwiami jej ojca, a pracownicy M-GOPS w Nakle twierdzą, że dziewczyna zaginęła i zaniepokojony tym tata kontaktował się z nimi aż 4 razy. - Ojciec nas nie chce - tak grę w chowanego tłumaczy Marlena, siostra Dominiki. Kto się chowa, a kto szuka, ustali wkrótce sąd rodzinny.