I to już takie fajne nie jest. No a czasami nie chcą za nic z tego gniazda wyleźć i to też jest kłopot.
Ile to już było takich filmów o wchodzeniu w dorosłość i wszystkich dramatach związanych z tym, że całej rodzinie zmienia się wtedy cały świat? Sporo i będzie jeszcze więcej, bo w końcu problemy z dorastaniem są dziś znacznie większe niż w przypadku poprzednich generacji. I ze strony dzieci, którym wcale do dorosłości nieśpieszno, bo ta oznacza problemy zamiast przyjemności. I ze strony rodziców, którzy nie tyle nie potrafią przeciąć pępowiny, co zaczynają żyć życiem swoich dzieci i wiszą im na plecach jak długo tylko mogą.
W "Rozumiemy się bez słów" sytuacja jest mocno podkręcona. Oto mamy głuchoniemą matkę, ojca i syna - i córę, która słyszy i mówi. I to jakim głosem! Dziewczyna ma taki talent wokalny, że może zacząć karierę w samym Paryżu. Tyle, że wtedy musi pożegnać swoją mieszkającą na prowincji rodzinę.
No i mamy historię jak z poradnika młodego terapeuty - rodzina niby boi się, czy dziewczę sobie poradzi, tak naprawdę bojąc się raczej o siebie. Wszystko to podano w komediowej aurze, choć to taka komedia, na której przez cały seans nie śmiejemy się w głos ani razu, za to roześmiani i wzruszeni jesteśmy permanentnie. Ot, taki wesolutki błogostan.
Swoją drogą takie filmy po prostu trzeba doceniać. Niby oczywiste to wszystko niemiłosiernie, bo przecież dobrze wiemy, jak cała historia się skończy, niby postacie są przerysowane do bólu, niby niektóre motywy za szybko znikają... Ale ile w tym wszystkim smaku! Dostajemy opowieść o niepełnosprawnych bez cienia użalania się z jednej i braku delikatności z drugiej strony. No a jako, że to francuski film, to i erotycznych żarcików mamy tu sporo. Tyle, że bez cienia tej paskudnej obleśności, która opanowała ostatnio hollywoodzkie produkcyjniaki. CP.