Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie narzekała na los

Maria Warda
Miała dziesięć lat, gdy wybuchła II wojna światowa. Pomimo sześcioletniego opóźnienia w nauce, nadrobiła zaległości i już jako dorosła osoba ukończyła medyMiała dziesięć lat, gdy wybuchła II wojna światowa. Pomimo sześcioletniego opóźnienia w nauce, nadrobiła zaległości i już jako dorosła osoba ukończyła medycynę. Została chirurgiem.cynę. Została chirurgiem.

Miała dziesięć lat, gdy wybuchła II wojna światowa. Pomimo sześcioletniego opóźnienia w nauce, nadrobiła zaległości i już jako dorosła osoba ukończyła medycynę. Została chirurgiem.<!** Image 2 align=none alt="Image 216080" sub="Fot. Maria Warda">

Jest Pani jedną z nielicznych już lekarek, która zaczynała karierę medyczną jako felczer. Proszę powiedzieć, co to był za twór?

Można powiedzieć, że felczer był osobą, która pełniła obowiązki lekarza, ale lekarzem nie była. Pełnił rolę pośrednika między pielęgniarką a lekarzem. Niestety, nie było to prestiżowe zajęcie, bowiem felczerów traktowano z lekceważeniem. Ja jednak nigdy nie narzekałam na swój los. Do dziś uważam, że człowiek musi przeżyć to co jest dla niego przeznaczone.

Pani droga do wymarzonego zawodu nie była usłana różami...

To prawda. Miałam 10 lat kiedy wybuchła II wojna światowa. Ukończyłam właśnie trzy klasy szkoły podstawowej. Do 13. roku życia chodziłam do niemieckiej szkoły. Nic tam nas nie nauczono. Panie nauczycielki kazały nam cicho siedzieć. Biły nas za byle co. Kiedy skończyłam 13 lat, zapędzono nas do pracy. Gdy wojna się skończyła, miałam 16 lat. Straciłam najlepszy czas na naukę. Poszłam do gimnazjum, po jego ukończeniu zdawałam małą maturę, po czym uczyłam się dalej, aż do dużej matury. Od dzieciństwa marzyłam, aby być lekarzem. Niestety, nie dostałam się na studia medyczne w Gdańsku.

Jednak w końcu dopięła Pani swego.

Po ukończeniu szkoły felczerskiej dostałam nakaz pracy do Siemiatycz w białostockim. Dzięki wstawiennictwu dyrektora szkoły felczerskiej pana Jankiewicza zmieniono mi ten nakaz na Żnin. Dostałam pracę w pogotowiu, które wówczas miało swą siedzibę przy ulicy Potockiego 1. W 1964 roku rozpoczęłam studia na Akademii Medycznej w Poznaniu, które ukończyłam w 1970 roku. Bardzo się cieszyłam. Robiłam specjalizację z chirurgii. <!** reklama>

Historię żnińskiego pogotowia zna Pani na wylot. Była Pani kierowniczką.

Nasze początki to dwa samochody - angielski, bardzo wygodny na wysokich kołach i mała skoda. Dojeżdżaliśmy tymi pojazdami wszędzie. Potem doszła Warszawa.

Czy wówczas, podobnie jak dziś, rozliczano i zakazywano wyjazdów do nieuzasadnionych przypadków?

Nigdy nie wiadomo czy przypadek jest uzasadniony czy nie. To się okazuje na miejscu. Jeździliśmy na każde wezwanie. Nie lekceważyliśmy bóli brzucha, ani innych objawów. Ludzie witali nas zawsze serdecznie. Stali na drodze wskazując dokąd jechać.

Zapamiętała Pani jakiś szczególny przypadek?

To była zima 26 lutego 1969 roku. Droga była strasznie oblodzona, szalał huragan. O godzinie 12.30 wracaliśmy z Sobiejuch z rodzącą kobietą. Nagle karetką zarzuciło, samochód oparł się o drzewo. Nie mogliśmy wyjść, ponieważ pojazd był zablokowany od naszej strony. Rodzącej dawałam leki na opóźnienie porodu, bo gdyby to dziecko przyszło na świat, zamarzłoby. Spędziliśmy w tej karetce kilkanaście godzin, zanim ściągnęli nas strażacy. Dziecko urodziło się zdrowe, ja jednak bardzo odchorowałam ten wyjazd. Dostałam zapalenia mózgu. Było ze mną naprawdę krucho. Uratował mnie doktor Jankiewicz.

Była Pani orzecznikiem ZUS-u. Proszę powiedzieć, dlaczego tylu chorych nie dostaje renty?

Broniłam się przed tym ZUS-em, ale doktor śp. Andrzej Hoffman mnie prosił, bo tam był potrzebny lekarz mojej specjalności. Jeśli chodzi o orzeczenia, mogę powiedzieć tylko tyle, że często historie chorób są źle opisywane przez lekarzy, a i pacjenci nie są bez winy, bo idą do lekarza jak czują się dobrze, a nie wtedy gdy cierpią na nawrót choroby. Swoje dokładają też sąsiedzi, którzy piszą skargi, że rencista nie jest chory, bo pracuje. To są dość trudne sprawy.

Jak zreformowałaby Pani służbę zdrowia?

Przede wszystkim spowodowałabym, aby lekarze pracujący w szpitalu zawsze byli zatrudnieni na etaty. Moim zdaniem, to podstawa, żeby mogli rzetelnie zajmować się pacjentem.

  • Bożena Narożna - przygodę z medycyną zaczynała od zawodu felczera. Absolwentka Akademii Medycznej w Poznaniu. Przez 22 lata była orzecznikiem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Była filarem żnińskiego pogotowia. Jako nastolatka uwielbiała szydełkować i dziergać na drutach. Jest dumną babcią dwóch wnuków. Najważniejsza jest dla niej rodzina. Żałuje, że kiedy była aktywna zawodowo, miała zbyt mało czasu dla swego syna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!