Zobacz wideo: Takie są nowe zasady szczepień. Zobacz koniecznie!
Postępujący paraliż służby zdrowia, jaki obserwujemy w marcu, powoduje, że z rezerwą przyjmuję apele ministra zdrowia i uczonych wirusologów, by chorzy z objawami COVID-19 nie zwlekali z powiadomieniem lekarza i nie leczyli się sami. Ciekawe, co ci mędrcy mieliby do powiedzenia, jeśli chodzi o medyczną autodiagnozę. O to bowiem coraz łatwiej, a w sukurs zaniepokojonym Polakom idą nie ministerstwo zdrowia i NFZ, lecz... markety.
To nie żart. Od poniedziałku na półkach największej sieci handlowej w Polsce - Biedronki - pojawią się testy na obecność przeciwciał koronawisusa. I nie ma to być chińszczyzna, tylko produkt europejski, ponoć dający 98 proc. pewności, że... No właśnie - nie tego, że nie jesteśmy zakażeni, tylko tego, że w przeszłości byliśmy. Produkcja przeciwciał przez ludzki organizm rozpoczyna się bowiem od tygodnia do nawet trzech tygodni po zakażeniu.
Lidl z kolei, także od poniedziałku, zaprasza do swych sklepów po mierzące natlenienie krwi pulsoksymetry - również zaznaczając, że to, broń Boże, nie chińska zabawka, tylko „wyrób medyczny”. Wierzę i nie kwestionuję jakości tego klipsa na palec od Lidla. Lekarze przestrzegają jednak, że badać saturację tlenem też trzeba umieć.
W lutym wszedł na polski rynek gigant w handlu internetowym - Amazon. Ta firma poważnie myśli również o usługach medycznych. Ciekawe, co wkrótce stanie się bestsellerem z tej półki. Może zestaw domowego chirurga?
