Czytanie, jako umiejętność, jest archaiczna, a jej przydatność dyskusyjna, bo po co obywatel ma się męczyć, skoro 40 proc. rodaków (to ten sam raport) nie rozumie tego, co czyta. To chyba jasne i dość logiczne, iż czytanie bez zrozumienia jest pomysłem ekstrawaganckim. Kolejne 30 proc. Polaków rozumie to, co czyta jedynie w niewielkim stopniu, daje to w sumie 70 proc. obywateli, którzy kategorycznie czytanie - słusznie - odrzucili.
Reżyser Warlikowski powinien, zanim powie coś wstrętnego o współobywatelach, samodzielnie dojść do wniosku, że w tej sytuacji posiadanie choćby jednej książki, nie mówiąc o kilku, jest wyjątkowo głupim pomysłem. Nie jest tajemnicą, iż znaczny spadek popularności czytania ma swoje społeczne uzasadnienie. Ludzie posiadający te umiejętności są przez współobywateli - niebezpodstawnie - uważani za przemądrzałych.
Wraz z dojściem do władzy prawicy wykształciły się - na szczęście - inne sposoby nabywania wiedzy. Jedną z nich jest maszerowanie. Moim ulubionym jest maszerowanie patriotyczne, któremu towarzyszą nieskomplikowane formy wypowiedzi, wyrażane poprzez modne skandowanie. Hasła: „Europa, biała albo żadna” lub takie narodowe pieśni, jak „a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści” czy słynny rapujący evergreen „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” są przekazywane, jak za czasów naszych pradziadów, z ust do ust; bez potrzeby czytania.
Nie pisałbym dziś o czytaniu, gdyby nie uroczyste spalenie na stosie książek w jednej z gdańskich parafii. Wiekowe doświadczenie Kościoła w spopielaniu literatury i budowaniu stosów to jedno, na uwagę zasługuje jednak fakt, iż w okolicznościowym ognisku wzięli udział parafianie. Należy przypuszczać, że wielu z nich, kierując się nakazami wiary, zasiliła parafialny stosik być może jedyną książką, jaka jeszcze im w domu pozostała. A to już więcej niż tylko gest solidarności z Kościołem w trudnych dla niego czasach. Stad nie wątpię, iż znany z historycznego refleksu minister Gliński obejmie honorowym patronatem inicjatywę gdańskich aktywistów.
