„Nietota” powstała jako dzieło kolektywu Dream Adoption Society, działającego w ramach warszawskiego Teatru Powszechnego. Wykorzystuje on na scenie nowe technologie przenoszenia obrazu i dźwięku. Jego „Nietota” jest perfomansem, który angażuje widza na uczestnika, a nawet kreatora przedstawienia.
Jeszcze przed wejściem na tonącą w mroku salę widz wybiera sobie jeden z totemów wykonanych z drewna jabłoni i wydającego dźwięki (mój muczał jak krowa). Totem w trakcie spektaklu wymienia się na gogle VR. Zanim to jednak nastąpi, widz wprowadza się w magiczny trans, przyłączając się do tańczonego przez aktora tańca w stylu krzesanego.
Krzesany ma tu istotne znaczenie. Po założeniu gogli przeniesiemy się bowiem do wirtualnej, pradawnej krainy Tatr - Nietory. Kierowani głosem szamana powoli będziemy odkrywać jej skarby i dziwy. Sposób poruszania się: poprzez ugięcie nóg. Można też latać - gdy podskoczymy. Docieramy do głębi doznań psychofizycznych, ocieramy się o absolut. Relaks nie twa jednak w nieskończoność. Do aktywności kolejny raz zmusza nas krzesany, wspólnie tańczony w dymie i agresywnych błyskach lamp stroboskopowych.
W odmienny sposób angażowali widza aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Za ich sprawą widownia stała się salą lekcyjną, przed którą wylewali swe skargi i żale nauczyciele.
„Kowboje” powstali na podstawie konfrontacji edukacyjnej klasyki (Rousseau czy Korczak) oraz rozmów, które dramaturgowie Anna Smolar (także reżyserka „Kowbojów”) i Michał Buszewicz przeprowadzali w pokojach nauczycielskich lubelskich szkół. W efekcie powstała opowieść, która często wywołuje salwy śmiechu, mimo że w zasadzie pokazuje opłakany obraz współczesnej szkoły.
Kim jest dyrektor? Kimś, kto z jednej strony płaszczy się przed urzędnikiem z kuratorium, z drugiej zaś na zmianę chce się bratać z podległymi mu nauczycielami lub manipuluje nimi, by wypełnić cele narzucane przez nadzór.
Nauczyciele z kolei dzielą się na młodych ambitnych, którym skrzydełka jeszcze nie opadły, rutyniarzy trzymający klasy żelazną ręką i odarte z wszelkich złudzeń ofiary, które nie mają sił, by odchodząc z zawodu, zakończyć swój koszmar. Wszystkie te typy charakterystyczne są reprezentowane na scenie
.
A uczeń? Uczeń głównie milczy. Czasem jednak wybucha i wtedy problemy zaczyna mieć… rodzic. Rodzic, który zresztą też nie potrafi porozumieć się ze swą pociechą.
Szkoła pokazana przez lubelski teatr kojarzy się z Dzikim Zachodem. Stąd tytuł przedstawienia: „Kowboje”. Może nawet lepszy byłby „Rewolwerowcy”, bo w szkole ocaleje ten, kto strzeli pierwszy i celniej trafi przeciwnika. Chociaż po ostatniej scenie zwycięzców nie widać. Może jedynie pani z kuratorium...
Mocna rzecz. Trochę przerysowana i napisana pod tezę, ale wystawiona i zagrana brawurowo.
