Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Festiwalu Prapremier: Pokowboić w pokoju nauczycielskim

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Po pożarze, z zielonej szkoły zostaną tylko zgliszcza. Trafna metafora?
Po pożarze, z zielonej szkoły zostaną tylko zgliszcza. Trafna metafora? Natalia Kabanow
Krzysztof Garbaczewski ma 36 lat, ale już duże, bo 10-letnie doświadczenie w reżyserii przedstawień teatralnych. Przez ten czas wielokrotnie zaskakiwał oryginalnością i śmiałością pomysłów, nierzadko zbliżając się do granicy publicznego zgorszenia. Swym najnowszym przedsięwzięciem, „Nietotą” inspirowaną twórczością Tadeusza Micińskiego, Garbaczewski nikogo nie zgorszy. Za to niejednego zmęczy… fizycznie.

„Nietota” powstała jako dzieło kolektywu Dream Adoption Society, działającego w ramach warszawskiego Teatru Powszechnego. Wykorzystuje on na scenie nowe technologie przenoszenia obrazu i dźwięku. Jego „Nietota” jest perfomansem, który angażuje widza na uczestnika, a nawet kreatora przedstawienia.

Jeszcze przed wejściem na tonącą w mroku salę widz wybiera sobie jeden z totemów wykonanych z drewna jabłoni i wydającego dźwięki (mój muczał jak krowa). Totem w trakcie spektaklu wymienia się na gogle VR. Zanim to jednak nastąpi, widz wprowadza się w magiczny trans, przyłączając się do tańczonego przez aktora tańca w stylu krzesanego.

Krzesany ma tu istotne znaczenie. Po założeniu gogli przeniesiemy się bowiem do wirtualnej, pradawnej krainy Tatr - Nietory. Kierowani głosem szamana powoli będziemy odkrywać jej skarby i dziwy. Sposób poruszania się: poprzez ugięcie nóg. Można też latać - gdy podskoczymy. Docieramy do głębi doznań psychofizycznych, ocieramy się o absolut. Relaks nie twa jednak w nieskończoność. Do aktywności kolejny raz zmusza nas krzesany, wspólnie tańczony w dymie i agresywnych błyskach lamp stroboskopowych.

W odmienny sposób angażowali widza aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Za ich sprawą widownia stała się salą lekcyjną, przed którą wylewali swe skargi i żale nauczyciele.

„Kowboje” powstali na podstawie konfrontacji edukacyjnej klasyki (Rousseau czy Korczak) oraz rozmów, które dramaturgowie Anna Smolar (także reżyserka „Kowbojów”) i Michał Buszewicz przeprowadzali w pokojach nauczycielskich lubelskich szkół. W efekcie powstała opowieść, która często wywołuje salwy śmiechu, mimo że w zasadzie pokazuje opłakany obraz współczesnej szkoły.

Kim jest dyrektor? Kimś, kto z jednej strony płaszczy się przed urzędnikiem z kuratorium, z drugiej zaś na zmianę chce się bratać z podległymi mu nauczycielami lub manipuluje nimi, by wypełnić cele narzucane przez nadzór.

Nauczyciele z kolei dzielą się na młodych ambitnych, którym skrzydełka jeszcze nie opadły, rutyniarzy trzymający klasy żelazną ręką i odarte z wszelkich złudzeń ofiary, które nie mają sił, by odchodząc z zawodu, zakończyć swój koszmar. Wszystkie te typy charakterystyczne są reprezentowane na scenie
.
A uczeń? Uczeń głównie milczy. Czasem jednak wybucha i wtedy problemy zaczyna mieć… rodzic. Rodzic, który zresztą też nie potrafi porozumieć się ze swą pociechą.

Szkoła pokazana przez lubelski teatr kojarzy się z Dzikim Zachodem. Stąd tytuł przedstawienia: „Kowboje”. Może nawet lepszy byłby „Rewolwerowcy”, bo w szkole ocaleje ten, kto strzeli pierwszy i celniej trafi przeciwnika. Chociaż po ostatniej scenie zwycięzców nie widać. Może jedynie pani z kuratorium...

Mocna rzecz. Trochę przerysowana i napisana pod tezę, ale wystawiona i zagrana brawurowo.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera