I byłoby jeszcze piękniej, bo abdykacja ministra z zaklętego kręgu ojca Rydzyka jest dla mnie zawsze miłym i wystarczającym powodem do otwarcia butelki dobrego wina, gdyby nie czarny wtorek naszej reprezentacji.
Moje wielotygodniowe przygotowania, na które składało się: skandowanie patriotycznych haseł, wymyślanie układów choreograficznych na wypadek zdobycia gola, trenowanie lamentu na wypadek straty bramki, dobór odpowiedniego menu, lista win dostosowana do aktualnej sytuacji na boisku, okazały się, niestety, niewystarczającym zabezpieczeniem na mecz otwarcia z Senegalem.
Strzelenie sobie dwóch niezbyt ładnych bramek, przy niewielkim udziale przeciwników, było, tak-że dla mnie, lewaka, zbyt daleko posuniętą kurtu-azją z naszej strony
Przecież miało być zupełnie inaczej, to miał być pokaz profesorskiego kunsztu białej, bo polskiej cywilizacji, w buszu pełnym wałęsających się bez sensu tubylców z kokosem zamiast piłki. Przekonywali mnie o tym dość długo niektórzy rodzimi, przeważnie prawicowo nastawieni komentatorzy i prawie mnie przekonali. Owszem, brałem poprawkę nawet na to, że nasi w Polsacie grają lepiej niż w telewizji narodowej u Kurskiego, ale… Miało być pięknie i mądrze jak nigdy, a wyszło znowu głupio, czyli jak zawsze. Miało być, kochani, jak u Sienkiewicza w „Pustyni i w puszczy”, a skończyło się jak w „Sprzedawczyku” Beatty’ego (akurat tę lekturę gorąco polecam, zamiast bezsensownego śledzenia występów Arabii Saudyjskiej).
Strzelenie sobie dwóch niezbyt ładnych bramek, przy niewielkim udziale przeciwników, było, także dla mnie, lewaka, zbyt daleko posuniętą kurtuazją z naszej strony, nawet wobec niegdyś kolonialnie wykorzystywanych i bezlitośnie eksploatowanych przez Francuzów, osobników. Gdy mój znajomy doktor (ten od dzieci) zawył, jak nie przymierzając ranna gazela lub niegdyś Jan Rokita i zaraportował, osuwając się na fotel „Rodacy, Afrykanie nas leją”, wiedziałem, że czas zapomnieć o senegalskiej traumie i pomyśleć o niedzielnym starciu naszych z Kolumbią. Pogrążony w smutku i bólu wstałem i zaintonowałem znany starszym czytelnikom fragment szlagieru „ale za to niedziela, niedziela będzie nasza” i tego się trzymajmy, Rodacy.