Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy podbydgoskich miejscowości przeciw chlewom i kurnikom

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Profesjonalna hodowla to nie zabawa - wiedzą o tym nie tylko świnie
Profesjonalna hodowla to nie zabawa - wiedzą o tym nie tylko świnie Jacek Smarz

W Koronowie, w Dobrczu słychać głośne pomruki gniewnego ludu. Tym razem jednak nie powstali ci, których dręczy głód. Ruszyli się syci. Syci nie myślą o tym, co do garnka włożyć, tylko gdzie ulokować kapitał, by nie tracił na wartości i umożliwiał wygodne życie.

A poważne inwestycje zaczyna się od rodowego gniazda. Syci pobudowali więc swe gniazda pod miastem, wielu z nich zadłużyło się na kilkadziesiąt lat, część nie daj Boże we frankach. Teraz okazuje się, że zamiast wdychać balsamiczne powietrze, mogą do usranej śmierci zatykać nosy przed fetorem gnojówki czy ptasiego guano. Zamiast patrzeć na dęby godne pędzla Wyczółkowskiego, mogą ponuro wybałuszać gały na ubłocone ciężarówki z paszą. Zamiast słuchać skowronków i słowików, zatykać uszy przed kwikiem wiezionych na rzeź tuczników.

Czytaj też:kurze odchody na pola

Dość zabawy słowem. Temat nie jest błahy. Mieszkańcy podbydgoskich gmin organizują się, by nie dopuścić do zbudowania w pobliżu ich domów chlewów i kurników. Bo tak naprawdę byłyby to fabryki mięsa i jaj. W granicach Koronowa, opodal zalewu, w pięciu sąsiednich chlewniach ma dorastać do uboju jednocześnie 10 tysięcy świń. A w okolicach letniskowego Borówna kurniki byłyby zdolne przyjąć pod dach prawie pół miliona brojlerów. Jeśli wam, mieszczuchom, nie przemawia to do wyobraźni, pojedźcie kiedyś w takie miejsce – najlepiej wieczorem, kiedy zwykle otwiera się i sprząta pomieszczenia hodowlane, i nadstawcie nosa…

Temat nie jest nowy. Są w nim jednak stosunkowo nowe elementy. Kilkanaście i kilkadziesiąt lat temu również powstawały chlewnie i fermy, lecz rzadko na taką skalę. Przed laty też mało który sąsiad fabryki mięsa czy jaj miał tyle odwagi, by walczyć z potentatem zza miedzy. W PRL-u były to bowiem giganty państwowe, a w pierwszych latach III RP stawiali je ludzie tak zblatowani z lokalną władzą, że protesty chłopków roztropków mieli za nic. Często za nic mieli też przepisy.

Teraz, owszem, słyszy się o trucicielach, zakałach wsi, lecz mam wrażenie, że ów koszmar dotyka najczęściej miejscowości oddalonych od miast. We wsiach w pobliżu miast głównie żyją dziś bowiem nie chłopi, lecz migrujący na łono natury mieszczanie. W większości ludzie nie w ciemię bici i też mający znajomości i kontakty. W takim środowisku prymitywny kant nie przejdzie. Na przykład taki, jak w jednej z miejscowości pod Bydgoszczą: aby obejść prawo, świński megainteres rozpisano na kilku członków rodziny, z których każdy miał postawić po jednej chlewni na sąsiednich działkach. Z kim mają do czynienia, wiedzą też wójtowie i burmistrzowie. Nie idą już pod rękę z hodowlanymi potentatami. Bo ci dysponują w wyborach pojedynczymi głosami albo w ogóle nie mieszkają w gminie. Dlatego władza woli trzymać z większością. Jestem więc dość spokojny o jej werdykty w sporach potentatów z mieszkańcami. W Dobrczu protestujący dopięli już swego (choć nie wszyscy są tego zdania - do tematu wrócimy w poniedziałek).

Przeczytaj:Gmina Dobrcz nie zgodzi się na fermy

Jedno mi psuje ład myśli. Jeśli z każdej gminy przepędzimy dużych hodowców, to gdzie będą produkowali mięso i jaja, z których przecież w kuchni nie zrezygnujemy? W lasy, na łąki z produkcją nie pójdą, bo tam kota popędzą im leśnicy i ekolodzy. Paradoks niczym z ośrodkami leczenia narkomanów. Wszyscy są zdania, że gdzieś powinny być, tylko nikt ich nie chce pod swym bokiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!