Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Literatura wyższych i niższych sfer. W Strefie Czytacza książce i jej autorowi się nie ubliża

Marta Mikołajska
Marta Mikołajska
Strefa Czytacza to jeden z największych w Polsce kanałów książkowych na YouTube. Prowadzą go Natalia i Daniel Muniowscy. W ub. sobotę (1 lipca) zorganizowali w Bydgoszczy pierwszy czytelniczy zlot CzytaczFest.
Strefa Czytacza to jeden z największych w Polsce kanałów książkowych na YouTube. Prowadzą go Natalia i Daniel Muniowscy. W ub. sobotę (1 lipca) zorganizowali w Bydgoszczy pierwszy czytelniczy zlot CzytaczFest. Nadesłane
Daniel i Natalia Muniowscy, w Internecie znani jako Strefa Czytacza. Pochodzą z Otorowa. Prywatnie są małżeństwem, mają troje dzieci. Prowadzą jeden z największych w Polsce kanałów książkowych na YouTube. Recenzują utwory literackie, dyskutują na tematy czytelnicze i nie boją się poruszać tematów kontrowersyjnych. W ubiegłą sobotę zaprosili na pierwszy w Bydgoszczy CzytaczFest, który był okazją do spotkania z autorami, rozmów o książkach – i nie tylko.

Jak narodziła się Strefa Czytacza?
D.: Zaczęło się, jak w większości przypadków, od Harry'ego Pottera. Mogłem go czytać dwudziesty i kolejny raz z myślą „Przeczytałem najlepszą książkę świata. Po co mi kolejna?". Aż pewnego dnia żona zaproponowała, że skoro się nudzimy, to może pójdziemy do biblioteki... I nagle trafiła się jedna, druga, trzecia..., trzydziesta książka, która okazała się lepsza. I kiedy na blogu o Harrym Potterze mieliśmy swój kącik recenzencki, pojawiła się myśl: „a może by zacząć wrzucać też recenzje innych książek?". Potraktować tego Harry'ego Pottera jako wędkę i od tego zacząć, a jednocześnie zachęcić do czegoś więcej. Dużo potem o tych książkach dyskutowaliśmy. Często godzinami. Aż w końcu – to było w 2016 r. – powiedziała: „Słuchaj, ty tak lubisz gadać o tych książkach. Może załóż sobie kanał na YouTube". I to był strzał w dziesiątkę.

Jak wspominają Państwo początki?
N.: Na początku jeździliśmy po lumpeksach i przebieraliśmy się do filmów za różne postacie. To były tandetne przebrania, ale sprawiło to, że ludzie zaczęli do nas przychodzić. Mieliśmy wtedy podejście na zasadzie: „robimy coś kompletnie głupiego, ale pokazujemy to w kontekście książek.
D.: Bo ja zawsze powtarzam, że jestem tym „internetowym głupkiem", który przyszedł w pewnym momencie, żeby pokazać, że każdy „głupek" może czytać książki. Że książki są po prostu fajne. Jak to kiedyś pisał Norwid o fortepianie Chopina: „ideał sięgnął bruku", tak my wychodzimy z założenia, że ta książka musi zejść na bruk. Nie patrzy na nas z góry jako coś wzniosłego, ale jest dla nas – dla każdego z nas. Ona musi leżeć na ulicy, a ludzie muszą wiedzieć, że warto się po nią schylić.

Na swoim kanale propagują Państwo hasło „Czytamy dla rozrywki". Tymczasem od najmłodszych lat słyszymy, że lektura przynosi nam także inne wartości: edukacyjne, poszerzające horyzonty i samoświadomość, dotykające aspektów moralnych... Gdzie w tym wszystkim miejsce na rozrywkę?
N.: Akcji propagujących czytanie jako rzecz wartościową, rozwijającą jest mnóstwo. I widzimy, że tego typu inicjatywy ani na nas nie działały, ani na współczesną młodzież nie działają. Taki nastolatek najczęściej powie: „Wystarczy, że muszę użerać się z lekturami szkolnymi - książki są nudne!". A przecież nie od parady mówi się „nauka poprzez zabawę".
D.: Odejdźmy w końcu od tych patetycznych haseł, pokazujących książkę jako medium, które ma monopol na przekazywanie wartościowych treści. Tym bardziej, że mamy szereg książek, którym do tych patetycznych haseł jest bardzo daleko. W tym momencie mogę rzucić choćby tytułem „Nawiedzona wagina", który doskonale pokazuje, że książka może być typowym „mózgotrzepem", który zrobi z mózgu sieczkę jeszcze większą niż najgorsze programy telewizyjne. I nie ma w tym nic złego! Bo czasami potrzebujemy takiego bodźca, żeby kompletnie się zresetować. My wychodzimy z założenia, że jeżeli zaczniemy mówić, że czytanie jest po prostu fajne, to te wartości typu: rozwijające, edukujące, poszerzające horyzonty przyjdą razem z tym. Problem w tym, że podejście do czytania w szkołach jest po prostu złe i mało zachęcające co sięgania po literaturę.

Dlaczego?
D.: Nie twierdzę, że książki, które są w kanonie lektur są złe, natomiast nie sprawdza się czytanie pod przymusem. Nie mówiąc o tym, że często są to często książki niedostosowane do wieku. Z drugiej strony jakakolwiek próba zachęcenia do czytania – nawet jeśli lektura była przyjemna – rozbija się o to, jak te książki są w szkole omawiane: co wydarzyło się w tym i tym rozdziale, jakiego koloru były rękawiczki Izabeli Łęckiej... Moim zdaniem, nie o to chodzi w książce. Owszem, zachęcanie do czytania w szkole jak najbardziej tak, natomiast nie tą drogą.

Jak zatem zachęcić młodzież do czytania lektur?
D.: Nakażmy czytać młodzieży Quo Vadis, to wszyscy odwrócą się bokiem. Ja tę książkę przeczytałem dopiero kilka lat temu, zdając sobie sprawę z bardzo brutalnej prawdy, że pomijając ten aspekt historyczny, chrześcijaństwa i prześladowania chrześcijan, mamy tam coś na wzór „365 dni". Przychodzi facet, wybiera najpiękniejszą kobietę na sali i porywa ją, a potem dziwi się, że ona go nie chce! Bo jak to ona może go nie kochać, skoro on ją z tej miłości porwał? Ja w ten sposób staram się podchodzić do książek, kiedy mam kontakt z młodzieżą, pokazywać: „zobaczcie, ta książka sama w sobie nie jest zła. Ona ma jakieś interpretacje szkolne, ale jeżeli spojrzycie na nią z drugiej strony, macie coś, co znacie i dzisiaj. Tylko inaczej napisane.

Czy jest coś takiego jak „zła książka"?
D.: Ja postrzegam złe książki jako te, które jakościowo zostały źle przygotowane do druku. W których nie było pomysłu, które zostały wydane w pośpiechu, bez odpowiedniej redakcji. Natomiast zła książka w kontekście „książki szkodliwej", moim zdaniem, nie istnieje – z prostej przyczyny. Uważam, że to nie książka ma nas wychowywać, ale dom, z którego wychodzimy. Bo jeżeli wiem, że to, co jest przedstawione w książce, jest złe, np. brak szacunku do kobiety czy przedmiotowe jej traktowanie, to książka nie jest w stanie zmienić mojego podejścia czy przekonań.

A co, jeśli nie ma takiej świadomości?
N.: Jeżeli nie ma takiej świadomości, to możemy tak naprawdę obejrzeć wszystko i przeczytać wszystko i wyciągnąć złe rzeczy z tego. Ale czy to świadczy o całości społeczeństwa, czy o tym, że to ta konkretna jednostka była zaburzona i potrzebowała pomocy. Jako rodzice podchodzimy do tego w taki sposób, że pozwalając dziecku oglądać pewne rzeczy, czytać pewne książki, staramy się przedyskutować: „co widziałaś? jak to odbierasz?", "czy to było w porządku?".

Można jednak odnieść wrażenie, że - szczególnie na przestrzeni ostatnich kilku lat - tej kulturalnej dyskusji, zwłaszcza w Internecie, coraz mniej. I zwłaszcza w kontekście utworów o tematyce uznawanej za kontrowersyjną. Takie książki najczęściej spotykają się z obśmianiem, a nawet linczem.
D.: My stwierdziliśmy już dawno temu, że nie zamierzamy czytać książek po to, żeby potem z nich kpić. Wręcz walczymy z hejtem. To jest, moim zdaniem, rak. Przykładem może być premiera serialowego 3. sezonu „Wiedźmina" na podstawie powieści Sapkowskiego. Ubliżanie twórcom, ubliżanie każdemu, kto ten serial pochwali. Pojawia się wiele komentarzy mówiących, że Netflix poszedł w kierunku poprawności politycznej, że zniszczył „Wiedźmina". Tymczasem cykl wiedźmiński był jedną z pierwszych polskich fantastyk, która tak otwarcie wprowadzała wątki równościowe, tolerancji. I mówienie dziś, że Wiedźmin idzie w kierunku poprawności politycznej, podczas gdy Andrzej Sapkowski już ponad dwie dekady temu o tym pisał o tym, jest nie na miejscu.

Skoro już jesteśmy przy fantastyce, z badań statystycznych wynika, że ten gatunek jest przez osoby dorosłe czytany raczej niechętnie.
N.: Fantastyka to gatunek bardzo niedoceniany. Cały czas powielany jest mit: „jaka to sztuka napisać fantastykę, wymyślić sobie jakiś świat?". Tymczasem fantastyka – mówimy tu o dobrej literaturze – naprawdę wymaga olbrzymiego researchu. Przygotowanie całego świata, jego polityki, relacji, kultury, wierzeń. Też magia czy inne elementy fantastyki nie wykluwają się z powietrza, tylko na czymś bazują. Czy to na mitologii anglosaskiej, czy celtyckiej, greckiej, słowiańskiej... W tej literaturze można znaleźć wiele symboli, wiele ukrytych znaczeń. Tylko trzeba chcieć to odkryć.
D.: Ale do tej pory jest bardzo niewielu autorów piszących fantastykę, którzy zostali docenieni. Niech tu gorzkim przykładem będzie powieść Radka Raka, który otrzymał nagrodę Nike za „Baśń o wężowym sercu", a w uzasadnieniu cały czas było podkreślane: „świetna warstwa historyczna", „język" „realizm magiczny". Bo takich określeń używa się w tych „wyższych sferach". Natomiast „brzydkie słowo na F" nie przechodzi nikomu przez usta.

Przed chwilą padło określenie „dobra literatura". Często sięgamy po klasyki, bo boimy się czytać nowości. Jak się odnaleźć na tak ogromnym rynku literatury, żeby już na starcie się nie sparzyć?
D.: Tutaj najlepszą odpowiedzią jest Internet. Warto znaleźć osobę, która recenzuje książki i posłuchać, co mówi o tym, co sam czytelnik uważa za dobre. Jeżeli trafimy na osobę, która ma podobne gusta, możemy tej osobie zaufać. Na pewno bardziej niż temu, co jest ustawione na półkach księgarskich, tym bardziej, że teraz grafomanii będzie coraz więcej, bo w Polsce rozwija się rynek self-publishingowy.
N.: Ale to i tak jeszcze nic w porównaniu do rynku vanity. Różnica polega na tym, że w self-publishingu autor sam skupia się na każdym aspekcie przygotowania książki do druku: musi załatwić sobie redaktora, opłacić korektę. Vanity to jest taki potworek, który polega na tym, że idziemy do tzw. „wydawnictwa", płacimy określoną kwotę i oni nam tę książkę drukują, obiecując sławę na cały wszechświat. Potem okazuje się, że dostajemy 200 egzemplarzy pełnych grafomanii - i to niepoprawionej, bo redaktor nawet koło tego nie przechodził.
D.: Jakieś trzy lata temu zrobiłem eksperyment: napisałem 20 stron totalnych bredni. Zmieniała się płeć bohaterów, rodzeństwo nagle stawało się małżeństwem, zmieniało się miejsce, w którym byli. Błędów logicznych, stylistycznych, językowych było mnóstwo. Porozsyłałem to do kilku wydawców vanity. Dostałem odpowiedź: „Tu naprawdę jest potencjał na hit. Trzeba tylko zrobić małą korektę i działamy! Proszę napisać, ile ma stron, zrobimy panu wycenę". Tak żerują na marzeniach.

A propos rynku wydawniczego... W 2019 r. otrzymali Państwo nagrodę dla „Przyjaciół tłumaczy" od Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury.
N.: Co dla z jednej strony bardzo miłe, a z drugiej strony przykre, że nagradza się ludzi za to, że wspomnieli, kto książkę przetłumaczył. Tłumacz to jest zawód bardzo niedoceniany na rynku książki. Bo jak można zapomnieć o osobie, która sprawiła, że możemy przeczytać książkę, której nie moglibyśmy przeczytać ze względu na barierę językową. Dochodzi do absurdalnej sytuacji, kiedy to człowiek, który pozwala nam otworzyć bramę do całego świata literatury, jest kompletnie pomijany. Dla mnie to równoznaczne z otrzymaniem nagrody za to, że powiedziałam komuś „dziękuję" czy „przepraszam", albo „dzień dobry" czy „do widzenia". Dopiero te ostatnie lata pokazują (może i przez to, że my zaczęliśmy o tym krzyczeć), że coraz więcej osób zaczęło te nazwiska podawać, że wydawcy zaczęli publikować je na okładkach, zapraszać tłumaczy na spotkania.
D.: I w tym kierunku powinniśmy iść, bo uważam, że – poza autorem – tłumacz jest najważniejszą osobą na rynku książki. Najczęściej o tłumaczach pamięta się, kiedy coś nie wyszło, albo w dyskusjach pt. kto zrobił to lepiej – najpopularniejszy przykład i odwieczna batalia: kto jest lepszym tłumaczem „Władcy Pierścieni", Skibniewska czy Łoziński? A przecież oddać to, co autor miał na myśli, oddać to w sposób stylistycznie ładny, uwzględniając gry językowe... Można tylko sobie wyobrażać, ile energii trzeba w taką pracę włożyć. Mamy w Polsce wielu wspaniałych tłumaczy, wymienię tu choćby Łukasza Małeckiego, Rafała Lisowskiego czy Roberta Sodoła. Tłumacze, którzy dopiero powolutku zaczynają być zauważani. A potem przyjdzie i czas na redaktorów – taką mam nadzieję.

Rozmawiała: Marta Mikołajska

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera