16-letnia Natalia Majlatowa od dawna chorowała na serce. Z powodu wady zastawki płucnej dziewczynka była bardzo osłabiona. Męczył ją wysiłek, miała problemy nawet z codziennymi czynnościami.
- Nie miałam siły chodzić, nie mogłam biegać – wspomina Natalia.
W rodzinnej Odessie miała już pięć operacji serca i czekała ją kolejna. Jednak w Polsce zyskała szansę na nowocześniejsze leczenie. Lekarze z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki wszczepili jej zastawkę przez skórę, dostając się do serca przez żyłę udową. W ten sposób Natalia uniknęła ciężkiej operacji z rozcięciem klatki piersiowej, krążeniem pozaustrojowym i możliwymi powikłaniami.
Zabieg zakończył się sukcesem.
Praktycznie od tej chwili dziewczynka funkcjonuje prawidłowo. Korekcja wady została zakończona – mówi prof. Tomasz Moszura, kierownik kliniki kardiologii Matki Polki. Potwierdza to sama Natalia. -Wreszcie jestem zdrowa i mogę żyć pełnią życia – mówi.
Zabieg był możliwy dzięki wprowadzonej na czas wojny leczenia uchodźców z Ukraińców na takich zasadach jak Polaków. W Polsce są one refundowane przez NFZ, ich koszt to około 100 tys. zł. Wykonuje się je bardzo często, tylko w Matce Polce w tym miesiącu zrobiono trzy takie zabiegi.
Kardiochirurdzy z Matki Polki od dawna współpracowali kardiologami z Odessy, chcieli nawet przeprowadzić dla nich szkolenie z tego sposobu wszczepiania zastawek. Okazało się jednak, że nie ma to sensu – tego typu operacje nie są na Ukrainie refundowane i pacjentów i tak nie byłoby na nie stać.
Prof. Moszura podkreśla, że operacja była możliwa dzięki otwartości polskiego społeczeństwa i władz na uchodźców. - Gdyby wojny nie było, ta dziewczynka musiałaby być operowana w sposób tradycyjny – mówi kardiolog.
Teraz Natalia z mamą Swietłaną chcą wrócić do Odessy. Chociaż miasto jest ostrzeliwane, ich dom jest nadal cały, na pacjentkę czekają brat, tata i dziadkowie. Na razie jednak lekarze z Matki Polki umieścili je w domu gościnnym łódzkiej gminy żydowskiej, który został przekazany uchodźcom.
