Miało być skromniej i jest - jeszcze raz pozwolił sobie na żart prezes.
Wcześniej zaśmiałem się i ja, nieszczerze, po lewacku, bo zaraz po wyborach wódz wodzów i szef wszystkich szefów Kaczyński daje swojej koleżance, od której pożyczył 200 tys. zł., pracę w radzie nadzorczej PGE. Oczywiście tylko ludzie mi podobni, bez moralnych skrupułów, mogliby podejrzewać, że dobrze płatna funkcja w państwowej spółce to mało transparentny ruch dłużnika wobec starej dobrej znajomej, jakby nie było wierzycielki.
Jarosław (a raczej Jarek - to bardziej pasuje do kontekstu) to dla wielu poczciwiec w wieku emerytalnym, ideowiec bez prawa jazdy i konta, miłośnik kotów, o. Rydzyka i ojczyzny. Obce, jak internet, są mu walki o stanowiska w spółkach skarbu państwa, pierdyliony na pensje i premie członków rządu, ich krewnych i znajomych królika. Z drugiej strony, czyż możemy się dziwić, że przewodnik stada prowadzi znajomych i rodzinę do chlewika, gdzie akurat zapełniono koryto?
A jakże małej wiary trzeba być człowiekiem, by nie wierzyć dziś w apolityczność prezesa NBP Adama Glapińskiego, którego oszałamiające - bardziej niż Jennifer Lopez - specjalistki zarabiają więcej niż pojedynczy przedstawiciel suwerena w ciągu całego cholernego roku. Koniec z dziadowaniem. Dobra zmiana musi polegać na tym, aby jedna czy druga pani z narodowego banku pobierała zdecydowanie więcej niż choćby Marek Belka w czasach słusznie minionej jego prezesury. Jedynie osobnikom wysoce zdegenerowanym przychodzi na myśl krzywdzące porównanie harmonijnego tercetu fachowców z NBP do fragmentów słynnego w lewackich kręgach „Pantaleona i wizytantek”. Przecież tylko ludzie opętani polityczną nienawiścią są w stanie podejrzewać, że propozycja pomocy prawnej wartej 40 mln zł rocznie, rzucona wprost przez troskliwego urzędnika KNF-u właścicielowi prywatnego banku, to nic innego jak dbałość o stabilność naszego systemu bankowego. W czasach, gdy wstaliśmy z kolan obce agentury niuchają, by wywęszyć nasz unikalny system wynagradzania i premiowania w NBP, którego tajemnice jednego ze specjalistów nie na żarty zaniepokoiły.
No i co, bomba, a kto jeszcze w to wierzy, ten trąba.