[break]
Polska scena stand-upowa powstała jakieś 6-7 lat temu. W Stanach Zjednoczonych ten rodzaj sztuki z powodzeniem rozwija się od lat 50. minionego wieku, a jak twierdzą Brytyjczycy, u nich pojawił się nawet wcześniej. U nas występy komików kojarzą się z popisami kabareciarzy, chociaż ostatnio to się zmienia i ludzie już kojarzą, czym jest stand-up.
- Na początku chyba rzeczywiście tak było, że ludzie przychodzili na stand-up i chcieli kabaretu, bo po prostu nie wiedzieli, co to jest. Pamiętam, że podczas pierwszego występu, trzy lata temu w klubie „1138”, ludzie nas pytali, dlaczego na scenę wychodzimy pojedynczo - wspomina Szymon Andrzejewski ze Stand-Up Bydgoszcz. - A było nas sześciu i każdy miał swój program. Część publiczności myślała, że jesteśmy grupą kabaretową.
A stand-up to nie jest kabaret, rządzi się innymi prawami, chociaż zarówno w jednej, jak i drugiej formie chodzi o to samo - żeby rozśmieszyć. - Najważniejsza różnica jest taka, że my nie wcielamy się w inne postacie, nie udajemy kogoś innego, my gramy siebie - wyjaśnia Mateusz Świerski z Stand-Up Toruń.
Jak dodaje Szymon Andrzejewski, stand-up to żart odarty z rekwizytów. Nie jest też specjalnie telewizyjny. Na sali jest komik, mikrofon i publiczność. Musi być jeszcze atmosfera.
- Na stand-up przychodzi się trochę po to, żeby zostać schłostanym prawdą - uważa Andrzejewski. - Ze sceny można usłyszeć to, czego ty boisz się powiedzieć głośno o sobie samym. To taki rodzaj oczyszczenia. Chociaż denerwuje mnie to, że ludzie ciągle się śmieją z bąków, kupy, masturbacji czy seksu. To nie jest mój stand-up, ale nie rozumiem, dlaczego to są tematy tabu, w końcu wypróżnianie to najbardziej naturalna czynność.
Jak się coś dobrze ogra, to można powiedzieć wszystko i o każdym. Ważne, żeby to powiedzieć śmiesznie. - Szymon Andrzejewski
Podczas stand-upu trzeba być przygotowanym w zasadzie na wszystko. Tu nikt nikogo nie oszczędza.
- Myślę, że nie ma tematów tabu. Pewnych spraw się nie porusza, ale to zależy od zainteresowań stand-upera. Ja nie ruszam polityki, bo w ogóle tego nie czuję - mówi Mateusz Świerski.
- Nie ma tematów tabu, ale do pewnych tematów się nie podchodzi, bo jeszcze się nie wie jak. Jak się coś dobrze ogra, to można powiedzieć wszystko i o każdym. Ważne, żeby to powiedzieć ze smakiem, nie wulgarnie, ale śmiesznie - twierdzi Szymon Andrzejewski.
Pytanie, czy Polacy są już przygotowani na taki rodzaj humoru? Zdaniem stand-uperów, jesteśmy bardzo zakompleksionym narodem. Nie lubimy się z siebie śmiać, nie lubimy, jak ktoś się z nas śmieje. Potrafimy reagować na to bardzo agresywnie i nie mamy kompletnie dystansu do siebie. Nie lubimy ludzi, którzy się cieszą ze swojego sukcesu. W efekcie nie każdy żart do nas trafia, tym bardziej taki, który dotyczy naszych ułomności czy przywar.
Co jest najważniejsze w tekście stand-upowym? - Przede wszystkim musi śmieszyć, ale, oczywiście, nie da się wesoło opowiedzieć o rzeczach smutnych. Musi też być to zaskoczenie, puenta - uważa Kuba Chmielewski ze Stand-Up Bydgoszcz.
Podczas występu komika nie ma miejsca na improwizację. - Jest to precyzyjnie, wręcz matematycznie przygotowany tekst, żeby jak najmocniej uderzyć - tłumaczy Szymon Andrzejewski.
Oczywiście, musi się znaleźć czas na kontakt z publicznością, trzeba też umieć błyskawicznie zareagować na jakieś rzucone ze strony widzów uwagi. I to są jedyne elementy improwizacji.