Projekt modernizacji inowrocławskiego dworca PKP powierzono
hiszpańskiej firmie, która zniknęła z powierzchni ziemi. Na dodatek, roboty
miały dotyczyć tylko budynku i placu, a tunel byłby wciąż śmierdzący, a perony
brudne.
<!** Image 2 align=middle alt="Image 200630" >
- Jest kilkumiesięczna obsuwa – przyznaje poseł Krzysztof Brejza, który
interesował się remontem. – Kontakt z hiszpańską firmą, która miała wykonać
projekt przestał istnieć. Najprawdopodobniej upadła, albo została zlikwidowana.
Gdy pytamy, jaki jest sens powierzania takich prac firmie z drugiego
końca kontynentu, parlamentarzysta wyjaśnia, że taki urok zamówień publicznych.
- Przetarg w oparciu o kryterium ceny kończy się tak, a nie inaczej. Na
szczęście, PKP udało się odzyskać część dokumentacji projektowej – mówi
Krzysztof Brejza.
Tu wychodzi drugie kuriozum. Bowiem modernizowany miał być tylko główny
budynek dworcowy oraz plac przed nim. Wilgotny i śmierdzący tunel, a także
koszmarnie wyglądające perony należą do innej spółki i nie były brane pod
uwagę.
<!** Image 3 align=middle alt="Image 200630" >
Teraz, gdy hiszpańska firma wypadła z gry, w rozczłonkowanych niczym
pajęczyna kolejowych spółkach poszli po rozum do głowy i postanowili się
dogadać, aby roboty przeprowadzić w tym samym czasie i aby dworzec był
odnowiony cały, a nie tylko w części.
Jak bardzo obiekt tego potrzebuje, widać gołym okiem. Ściany
zabrudzone, szyby w oknach popękane albo zabite deskami lub zamalowane. W
tunelach czuć odór moczu i stęchlizny. Zdają sobie z tego sprawę władze
kolejowej spółki, a przynajmniej o tym zapewniają. Tylko termin rozpoczęcia
robót wciąż się przesuwa.
- Inowrocław jest wśród dworców, które zostały zakwalifikowane do
kompleksowego remontu. Jest pewne na 99 procent, że roboty zostaną
przeprowadzone w tym lub przyszłym roku – mówił…prawie2 lata temu dyrektor
spółki PKP Dworcowe Kolejowe w Gdańsku, Adam Neumann.
<!** reklama>
Tymczasem pasażerów coraz mniej, bo wciąż zmniejszana jest liczba
kursów. Sam gmach jest często niemal kompletnie pusty. W latach świetności były
dwie stołówki. Dziś oprócz kas, funkcjonują w nim tylko dwa małe kioski z
gazetami, napojami i słodyczami. Nikt nie chce rozpoczynać tam działalności, bo
PKP stawia zaporowe ceny – czasem 200 zł za metr pomieszczenia.
Jednak taka jest chyba po prostu kolejowa mentalność. Tydzień temu rano
około 30 osób denerwowało się stojąc w kolejce po bilet, bo otwarta była tylko
jedna kasa.
- Widzą, że ludzie coraz bardziej się niecierpliwią, bo za chwilę
odjedzie ich pociąg, ale drugiej kasy nie otworzą. Mają ludzi tam, gdzie słońce
nie dochodzi – irytował się pan Krzysztof, który jechał do Poznania.
To zresztą nie jedyne kuriozum. Jak informują Czytelnicy, na dworcu są
różne rozkłady jazdy. Te w gablotach różnią się godzinami odjazdów od tych,
które wiszą nad kasami.