Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Każda wizyta w bydgoskiej operze jest moim osobistym świętem - mówi dyrygent "Cyganerii"

Redakcja
ANDRZEJ KNAP
ANDRZEJ KNAP
Z ANDRZEJEM KNAPEM, słynnym dyrygentem, kierownikiem muzycznym „Cyganerii” Opery Nova rozmawia Katarzyna Bogucka.

Podobno wiele lat temu, dokładnie w 1978 roku, zawarł Pan udane małżeństwo z „Cyganerią”...
[break]
To prawda, już nawet nie pamiętam, ile razu dyrygowałem tą operą. Najpierw była Łódź w 1978 roku i początek mojej pracy artystycznej. Wydawać by się mogło, że to niemożliwe, że tak młody człowiek staje przed tak ogromnym wyzwaniem, przed „Cyganerią”. Od początku zaintrygowała mnie ta opera, wiedziałem, że kryje w sobie wiele tajemnic, pomyślałem, że chciałbym poznać każdą jej nutę, z każdej strony. I to, co sobie wymarzyłem, spełniło się. W 1985 roku pracowałem nad „Cyganerią” w Bydgoszczy, później z tym samym tytułem zetknąłem się w Operze Bałtyckiej, później w Turcji...

A w Kolumbii, bo tam także Pan pracował?
Nie, tam była „Tosca”, ale ta opera jest materiałem na osobną rozmowę. Nad „Cyganerią” pracowałem następnie w Bytomiu...

Ktoś powie: „znowu to samo”.
Każda „Cyganeria” jest inna, ale powiem pani szczerze, że wersja bydgoska, z odmłodzoną obsadą, stała się spełnieniem moich zawodowych marzeń. Puccini opisał przecież losy studenckiej braci, ich podejście do spraw miłości, radzenie bądź nie z trudami życia. Każda wizyta w bydgoskiej operze jest w związku z tym moim osobistym świętem, za co jestem bardzo wdzięczny dyrektorowi Maciejowi Figasowi. Czasem jadę na spektakl i myślę, że tego wieczoru podejdę do sprawy bez emocji, zawodowo, ale... gdy słyszę pierwsze akordy, rozpływam się w nich.

To miłość czy obsesja?
W miłości nie zawsze się wie, co nas czeka ze strony ukochanej osoby, to bywają bardzo spontaniczne sprawy. W „Cyganerii”, wraz z upływem lat, odkrywam dźwięki, nad którymi nigdy się nie zastanawiałem. W ostatnim akcie, tuż przed śmiercią Mimi, pokochałem pewną nutę w trzecim puzonie, takie „arrrrrrrrr” i skojarzyłem ten dźwięk z wyzwoleniem głównej bohaterki. Z uporem maniaka akcentuję więc tę nutę, wszyscy
pewnie podskakują w tym momencie, albo budzą się...

Co Pan czuł dyrygując „Cyganerią” po raz pierwszy?
Miałem ułożony przez prof. Bohdana Wodiczkę cały maraton dyplomowy („Otello”, „Symfonia fantastyczna”, „Szeherezada”, „Traviata” i „Cyganeria”). Profesor powiedział, że jak to przeżyję, to na pewno będę dyrygentem. To było takie wyzwanie, że sam nie wiem, co wtedy czułem, jedno jest pewne, nabrałem ogromnego szacunku do „Cyganerii”.

Słyszy się, że to dzieło sentymentalne, z błahą fabułą...
Wolę śmierć Mimi, niż sztyletowanie, bądź w innej wersji zastrzelenie bohatera „Balu maskowego”. Facet dostał sztylet i pół godziny umiera i śpiewa o tym. Wszyscy byli szczęśliwi, gdy jako kierownik muzyczny nieco skróciłem nieznośne męki umierającego. Robiłem w 1984 roku „Bal maskowy” w Bydgoszczy. Pamiętam tytuł recenzji: „Sztylet w sercu i huragan braw”. To jedna z moich najlepszych recenzji. Podobnie jest w Otellu. Mąż dusi Desdemonę, ona jęczy... A Mimi? Umiera pięknie, przed oczami stają jej obrazy z życia, chwila poznania z ukochanym, co jest przecież naturalne i bardzo nam wszystkim bliskie.

Urzekła Pana ta historia...
O tak! Czytałem kiedyś książkę, pt. „Cyganeria i motyle. Powieść o Puccinim” (autor János Bókay). To fikcja literacka, ale bardzo przekonywująca. Jest tam fragment o tym, jak Puccini płacze mówiąc: „Mimi umarła!” To mogła być prawda, zważywszy na to, że „Cyganeria” to jego bardzo ludzka i szczera opera...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!