Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapitan Aleksander Kaszowski opowiada o swoich pasjach [WYWIAD]

Magdalena Jasińska
Kapitan Aleksander Kaszowski
Kapitan Aleksander Kaszowski
Z Aleksandrem Kaszowskim, kapitanem jachtowym żeglugi wielkiej, legendą bydgoskiego żeglarstwa morskiego, bohaterem kilku wyczynów żeglarskich na świecie rozmawia Magdalena Jasińska.

Kapitan Kaszowski w najbliższą sobotę będzie obchodził 40. rocznicę powstania Bractwa Kaphornowców.

Tym razem Panie Kapitanie jesteśmy w Pana królestwie - tzn. nie tylko Pana.
To królestwo mojej rodziny. Od lat mieszkamy w tym mieszkaniu, ogromnie się do niego przywiązaliśmy i dobrze się w nim czujemy

Nigdy nie myśleli Państwo o przeprowadzce pod miasto?
Nie, nie, w żadnym przypadku. Dom na wsi, przy którym trzeba ciągle pracować i wiele poprawiać, nie jest dla moich starych rąk.
[break]
Czy wyobraża Pan sobie życie bez pasji? Bo ani muzyka, ani żeglarstwo nie są Pana jedynymi pasjami.
Nie, nie wyobrażam sobie. Lubię podróże, poznawanie innych krajów, ale nie w sposób płytki. Lubię dokładniej poznawać te kraje i w tej chwili moją pasją są podróże do Hiszpanii.

To męcząca pasja?
Ależ skąd, dziś nic nie jest męczące. W najgorszym przypadku, jeśli jedzie się autobusem, to jest tylko 36 godzin, a samolotem to w ogóle nie jest żadna wyprawa. Zawsze byłem zaskoczony, jak nam wystarczało 12 godzin od wyjścia z domu do zainstalowania się parę tysięcy kilometrów stąd, to mnie do dzisiaj w jakiś sposób frapuje. Kiedyś do Egiptu trzeba było jechać najpierw drogą morską i kolejową, teraz wsiada się do samolotu i za najwyżej kilkanaście godzin jest się na miejscu.

Bo dawniej poznawał Pan Egipt...
Bardzo lubiliśmy z żoną jeździć do Egiptu, poznałem go bardzo dobrze, na ile może poznać turysta kraj - zabytki i sposób życia tamtejszych mieszkańców. Bardzo lubię zbliżać się do ludzi, którzy tam mieszkają. Byłem zafascynowany na tyle starożytną historią Egiptu, że poznałem nawet język staroegipski. Chodziłem tymi szlakami pamiątek staroegipskich.

Czy Pana praca zawodowa też była pasją?
Tak, zdecydowanie. Pracę zacząłem w 1957 w Zakładach Naprawy Taboru Kolejowego (ZNTK), dość szybko awansowałem w Poznaniu i w 1964 roku dostałem propozycję awansu, zaproponowano mi Oleśnicę lub niższe stanowisko w Bydgoszczy. Wybrałem to drugie, i tak Bydgoszcz stała się moim miastem z wyboru i nigdy nie żałowałem tej decyzji.

Czy były momenty na morzu kiedy myślał Pan o rzeczach ostatecznych?
Oczywiście, że tak. Kiedy się wychodzi w morze, zawsze ma się ten cel przed sobą, ale droga do celu bywa trudna. Zdarzało mi się leżeć w mokrej koi - bo w czasie wyprawy na Islandię jacht przeciekał i przeklinałem wówczas dzień i godzinę, kiedy na ten jacht wlazłem. Wtedy pamiętam obiecałem sobie, że tego więcej nie zrobię. Po powrocie myśli się o tym, żeby znów wypłynąć w morze. Zdarzały mi się również przypadki choroby morskiej. Kiedy po raz pierwszy wyszedłem na morze jachtem, który dziś nazywa się „Generał Zaruski”, a wtedy „Młoda Gwardia” i wypływałem w pierwszy swój rejs morski w 1952 roku bez zawijania do portu zagranicznego, byłem pierwszy, który oddawał hołd Neptunowi. To jest osiągnięcie i będę to pamiętał do końca życia.

Magda Jasińska zaprasza do wysłuchania audycji „Zwierzenia przy muzyce” w Polskim Radiu Pomorza i Kujaw w środę o godzinie 18.10.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!