Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan - przyjaciel wszystkich

Marek Wojciekiewicz
Rozmowa z Janem Rykowskim, człowiekiem o niespożytej energii, dzięki której realizuje swoje śmiałe pomysły i którą również potrafi się dzielić z innymi.

Rozmowa z Janem Rykowskim, człowiekiem o niespożytej energii, dzięki której realizuje swoje śmiałe pomysły i którą również potrafi się dzielić z innymi.

<!** Image 2 align=none alt="Image 153878" sub="Jan Rykowski swoją energią mógłby obdarować kilka osób / Fot. Marek Wojciekiewicz">Jest Pan w Świeciu ogólnie znany, jak to się stało, że nie pełniąc żadnej ważnej funkcji, stał się Pan osobą publiczną?

Tak, to prawda. Jedni znają mnie z racji mojej wieloletniej działalności w ruchu honorowego krwiodawstwa, inni z powodu mojej natury nieposkromionego kibica, a jeszcze inni z racji moich codziennych wędrówek z wózkiem po mieście. Przez kilka lat to właśnie do mnie należał rekord w ilości oddanej krwi, było tego ponad 58 litrów. Kibicowanie to moja pasja od wczesnej młodości. Koszykarze i siatkarze potrzebują gorącego dopingu, więc ja im go zapewniam. Pomagam sobie strażacką syreną i bębnem. Po każdym meczu wychodzę bardzo zmęczony, ale i szczęśliwy, że mogłem w ten sposób pomóc moim ulubieńcom.

<!** reklama>Wielu mieszkańców naszego miasta ma okazję spotykać Pana pchającego wózek załadowany różnymi materiałami budowlanymi. Kursuje Pan tak od kilku lat, bez względu na porę roku i pogodę. W czym tkwi sekret tej sfery działalności?

Prawda jest jak zwykle banalna, buduję dom dla córki, która w tej chwili przebywa w Anglii. Zawziąłem się i nawet brak kasy nie może mi w tym przeszkodzić. Materiały otrzymuje od inwestorów, którym takie pozostałości po budowie bardziej opłaca się mi podarować, niż je gdzieś przewozić. A u mnie nic się nie zmarnuje i dzięki temu budowa postępuje. Takie wędrówki po mieście to fantastyczna okazja do poznawania ludzi, a ja mam taki charakter, że pogadać lubię z każdym.

Ostatnio znowu stało się o Panu głośno, to za sprawą dramatu na ulicy Mostowej. Proszę opowiedzieć, co tam się wydarzyło?

Mieszkam w pobliżu mostu na Wdzie. Właśnie murowałem na piętrze domu, gdy na barierce mostu dostrzegłem młodą kobietę. Rzuciłem kielnię w kąt i pobiegłem w tamtą stronę. Niestety, kobieta skoczyła do wody, jednak udało mi się ją wyciągnąć z nurtu. Miała zakrwawiona głowę, a w ręku różaniec. Wokół było sporo ludzi, przejeżdżał też radiowóz, jednak nikt mi nie pomógł. Zorientowałem się, że desperatka jest uciekinierką ze szpitala psychiatrycznego. Więc nieoglądając się dłużej na nikogo, wziąłem ją za rękę i odprowadziłem na szpitalny oddział.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!