Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wyczyścić sobie pamięć?

Redakcja
Knajpki, boiska, redakcje, potańcówki. Ludzie w kostiumach kąpielowych, garniturach, sukienkach... Normalne życie, które zniknęło nagle i dokumentnie.

Takie wrażenie robiła kiedyś wielka wystawa w warszawskiej Zachęcie o codziennym życiu polskich Żydów tuż przed Holocaustem. Od tamtej pory wystaw było sporo, a krwistych debat o tym, co było przed Holocaustem, w trakcie i po nim, jeszcze więcej. I zwykle nie było to sentymentalne pochylanie się nad sporym kawałkiem Polski, który zniknął.

Tematyka naszej pamięci i niepamięci o Halocauście w ostatnich latach rozgrzewa też kinową publikę - ale tym razem mamy sytuację szczególną, bo twórca “Demona” sięgnął po stylistykę horrorową. A to wyzwanie, bo wpisywanie poważnych pytań w strukturę kojarzoną z kinem bardzo rozrywkowym, mogło się skończył potężną katastrofą.

Na szczęście katastrofy nie było, film ocalał. I kiedy go oglądamy, cały czas wiszą nam nad głowami pytania, nie tyle o to, co się stało - ale o to, co to dla nas oznacza. A bajkowa konwencja horroru specjalnie nas nie drażni, bo szybko wyłazi na wierzch, że nikt tak naprawdę nie chce nas tu straszyć.
To co z lekka drażni, to ta niemiłosiernie stereotypowa już gęba Polaka - weselnika z głębokiej prowincji, hipokryty i prostaka z zapijaczonej Polski B czy C... W porządku, pokazał nam tę gębę Smarzowski w “Weselu” i odchorowaliśmy. Ale czy naprawdę polskie miasteczka wyglądają wciąż tak, jakby czas zatrzymał się w nich tuż po wojnie? A rodziny polskich przedsiębiorców - jak familia filmowej panny młodej - naprawdę są gromadami buraczanych obłudników?

Tak więc bohatera filmu - Anglika z polskimi korzeniami - poznajemy, kiedy jedzie na własny ślub z polską panną. Wesele ma być tradycyjne, w starej stodole. Dzień przed imprezą pan młody wykopuje w ogrodzie ludzkie kości. I zaczyna zadawać pytania. No a my obserwujemy reakcje weselników - sztukę zapominania tego, co niewygodne, umywania rąk i przede wszystkim dbania o to, żeby dobre imię dalej było dobre.

Cóż, “Demon” to nie arcydzieło, ale ma jedną kapitalną zaletę - pozwala na to, żeby każdy mógł podłożyć sobie pod niego nieco inne refleksje, zależnie od tego, co ma ułożone w głowie. Na szczęście nie ma tu bowiem prostych, publicystycznych oskarżeń. Bałem się za to, że niektóre role - wprost z groteski - nijak nie będą pasowały do mrocznej opowieści o dybuku. Ale udało się. Ba, Adam Woronowicz, upozowany na Arkadiusza Jakubika z “Wesela”, to nawet śliczna mikroperełka.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!