Okazało się, że jest dwóch chłopaków po medycynie, inżynier od kolei, student prawa, nauczyciel i ja. Od tej pory staliśmy się miejscową atrakcją, bo lud przychodził nas oglądać, jako największe skupisko inteligencji w całym powiecie. Pojawił się nawet pomysł, żeby zrobić z nas Greków, bo w końcu rano moglibyśmy robić w polu, a wieczorami wykonywać inne prace społecznie użyteczne.
I dziś, w czasach słusznie wesołych, kiedy to żaden polski lekarz nie dorabia już przy migdałach, a niektórzy mogliby sobie nawet paru greckich muzykantów wynająć do przygrywek przy kolacji, ta historyjka mi się przypomniała. A przypomniała mi się z powodu pana Mameda Chalidowa, co to był kiedyś Czeczenem, a potem został Polakiem. I najpierw był Polakiem dobrym, a nawet wybitnym, ale później – kiedy oskarżono go o czyny niegodne – dla rodaków poziom jego polakowatości spadł drastycznie. Teraz znów się podniósł, bo pan Mamed parę dni temu ogłosił, że wraca do klatki. A przecież każdy wie, że w klatce jego miejsce. Tej klatce MMA oczywiście.
Cóż, do cudzoziemców, co to chcą zostać Polakami, mamy stosunek szczególny, a nawet wyrafinowany. I zawsze dziwiło mnie to z lekka, bo w końcu jesteśmy narodem, co to tułając się za chlebem nie raz próbował trudnej sztuki akceptacji i asymilacji. No a kogo my moglibyśmy zaakceptować jako tego nowego Polaka prawdziwego? Jak wiadomo każda społeczność, która ochoczo dąży do identyfikacji i odpowiedzi na trudne pytanie „kim jestem”, stosuje zwykle metodę wykluczenia. Czyli odpowiedzi na pytanie, kto na naszą naszość nie zasługuje na pewno. Ot, taka plemienność, która jednak cudownie u nas znika, gdy pojawi się odpowiednie uzasadnienie. Na przykład kiedy możemy się nowym rodakiem narodowo wzmóc i napompować.
Najlepiej widać to w sporcie. Pokochaliśmy pana Mameda, pokochaliśmy chwilę temu pana Leona, siatkarza kosmicznego, a kiedyś pokochaliśmy piłkarzy, pana Olisadebe czy pana Rogera. I problem tylko w tym, że jeśli tacy kochankowie narodu popełnią błąd jakiś, albo nawet okażą się nie dość dobrzy, to odkochujemy się w nich szybko. I stadnie im to okazujemy. I dlatego jakoś mi głupio, że pan Mamed musi wracać do klatki.
