la nikogo pobyt w szpitalu nie jest przyjemnością. Za każdym razem oznacza na pewno stres, prawie zawsze towarzyszą mu także ból fizyczny i wcześniejsze doświadczenia ze służbą zdrowia. I oto stajemy u wrót szpitala - przerażeni swoją chorobą i niemocą, sprowadzeni do kolejnego numeru dokumentacji. Trzeba wiele o sobie opowiedzieć, rozebrać się, z góry jakby odrzeć z intymności. Jakże wielkie w takich sytuacjach znaczenie ma przyjazna organizacja hospitalizacji! Nie tylko tego, by „punkt przyjęć” miał przyzwoity standard - np. oddzielne miejsce z wyposażeniem. Również tego, by znalazły się tam osoby, które będą umiały do każdego pacjenta podejść nierutynowo. Nie tracę nadziei, że i na tym polu się cywilizujemy. Że personel szpitalny zniża się również do myślenia o rzeczach tak subtelnych, jak komfort psychiczny pacjenta.
Tym bardziej zaskakuje mnie reakcja rzecznika prasowego szpitala miejskiego, na którego standardy w tym względzie poskarżyła się nasza Czytelniczka. Nowy na tym stanowisku pracownik zażyczył sobie 14 dni na odpowiedź, wcześniej poddając w wątpliwość... autentyczność zgłoszenia. A dopiero co pochwalił się nam znakomitymi wynikami audytu jakości zarządzania szpitalem! Ja na Pana miejscu zarządziłabym od razu sprawdzenie tego punktu przyjęć i od razu - jeśli skarga będzie zasadna - zadeklarowałabym działania, które uczynią miejską lecznicę jeszcze przyjaźniejszą dla pacjenta. Ale pewnie nie o jego komfort tu chodzi.
Godność pacjenta w schowku

Dla nikogo pobyt w szpitalu nie jest przyjemnością. Za każdym razem oznacza na pewno stres, prawie zawsze towarzyszą mu także ból fizyczny i wcześniejsze doświadczenia ze służbą zdrowia.