Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gąska dla wszystkich, Gordon dla wyjątkowych

Ewa Czarnowska-Woźniak
Takim powodzeniem cieszyły się zawsze nasze akcje rozdawania prezentów.
Takim powodzeniem cieszyły się zawsze nasze akcje rozdawania prezentów. Archiwum Expressu Bydgoskiego
Dilowałam. Głównie biletami do kina. Przez całe lata

Chociaż nie można mnie było nazwać dilerem = konikiem, bo robiłam to bez cienia zysku nawet (więc tą dilerką to sobie raczej chyba pochlebiam). Przez wspomniane lata organizowałam dla Czytelników bilety, głównie do nieistniejących „Pomorzanina” i „Polonii”. Te prezenty szły za każdym razem w setki, więc, historycznie rzecz biorąc, obracałam tysiącami sztuk.

Czasy były takie, że i kiniarzom, i dziennikarzom nie trzeba było do takich akcji akceptacji „czynników”, więc uprawialiśmy to rozdawnictwo spontanicznie i bez kontroli. Ale bat czuwał - a była nim własna uczciwość. Nikt nam tego przecież nie kazał robić - oni chcieli promocji, my przychylności Czytelników. Więc umawialiśmy się i... Pierwszych sto osób z biletami w telefonicznych akcjach było wniebowziętych, a rozmowy z obdarowanymi życzliwe. Sto pierwsza była rozczarowana, sto druga - wściekła, sto trzecia i sto dziesiąta - obelżywa... Słuchałam przy okazji biletów, których już nie było, opinii na temat swojej rodziny do dziesiątego pokolenia. „Złodziejka” była na porządku dziennym.

Przeczytaj także: Na kino szans nie ma, ale jest pomysł, aby powstało bydgoskie „Moulin Rouge”

W nagrodę za załatwienie przyjemności tej pierwszej setce... Czasy się zmieniły i dziennikarze przestali się zajmować prezentami - z pożytkiem dla mojego samopoczucia, punkt ciężkości przeniósł się na wydawnicze działy promocji. Do Czytelników zaczęły szerokim strumieniem płynąć tymczasem gęsie tuszki, choinki... Znów miało być miło, ale... Dla niektórych z osób, dla których tych dóbr nie starczało (bez względu na sposób dystrybucji), wyzwania od najgorszych organizatorów akcji było za mało. Każdy (!) telefon redakcyjny się grzał, w każdym sączyły się jadowite sugestie, co z tą gęsiną robimy. Hm, w życiu zjadłam chyba ze dwa kawałki gęsi zamówionej w restauracji, mieszkam z rodziną w bloku, w lokalu mieszczącym na święto jedno nieduże drzewko. Słowo skauta - sama tego drobiu nie przerobię, a na prawdziwą dilerkę fantami jestem za leniwa. Jeśli więc nikogo nie przekonuje nasza uczciwość, niechże zaufa choć tej niskiej cesze charakteru.

Dlaczego o tym piszę? Z prawdziwym lękiem usłyszałam, że lokalne media będą rozprowadzać najgorętszy towar sezonu - wejściówki na grudniowy, toruński koncert Stinga.O ile darmowy bilecik do kina czy gąska bywają warte wysiłku wielu „zwykłych” ludzi, tak usłyszenie Gordona Sumnera na żywo jest dobrem wyrafinowanym, za które wielu sympatyków, zwłaszcza tych majętnych, dałoby bardzo dużo. W tym jednak właśnie sęk, że nie jest to impreza biletowana, „nieregularna” , artysta zażyczył sobie koncertu dedykowanego.

No właśnie, komu? Gospodarze imprezy zaliczyli falstart, używając niefortunnych słów do określenia widowni („wyjątkowi ludzie Torunia”), co już zostało na śmierć obśmiane w mediach społecznościowych. Teraz jednak przyjdzie się zmierzyć z zajęciami praktycznymi. Mediów - dystrybutorów jest w regionie kilkanaście (wliczając nas). Ile tego gorącego towaru nam przypadnie? Mało w ogóle i na pewno - dużo za mało dla chętnych.

Muszę się dowiedzieć, kiedy to się zacznie. By wyłączyć telefon, odciąć od internetu. Co z tego, że i tak nawet nie będę mogła zobaczyć, jak takie zaproszenie wygląda? I tak - jak zawsze - niektórzy ludzie będą wiedzieć lepiej, co ze mnie za... (tu wstaw obelgę).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!