Wydaje się, że prom w końcu wypłynąć musi, bo wehikuł, na którym ma się mieścić 15 samochodów osobowych i 58 pasażerów, jest jedynie cząstką inwestycji, w ramach której powstały już drogi i przyczółki promowe. Inwestorem tego przedsięwzięcia jest urząd marszałkowski w Toruniu. Zakładam zatem, że jego urzędnicy zrobią wszystko, by utopione w promową inwestycje pieniądze nie poszły na dno razem z reputacją marszałka województwa jako wielkiego budowniczego.
Szkopuł w tym, że jak prom nie ma sensu, gdy nie prowadza do niego drogi, tak i te drogi stają się kwiatkiem do kożucha, jeśli kończą się na brzegu Wisły, do którego dopływają jedynie fale. A promu ani widu, ani słychu. Ponoć z tego powodu, że jego wykonawca, firma Techno Marine z Malborka, nie może poradzić sobie z wypełnieniem jednego punktu w kontrakcie. Chodzi o maksymalną prędkość, jaką ma rozwijać „Flisak”.
Nie znam się na budowie promów. Skoro jednak miesiące mijają, a promu jak nie było, tak nie ma, to domyślam się, że problemu z prędkością nie da się rozwiązać siłą umorusanego majstra z kluczem francuskim i śrubokrętem. Tymczasem nadszedł maj - miesiąc już jak najbardziej odpowiedni do promowych rejsów. Pogodziłem się zatem z myślą, że przeprawię się nim przez królową polskich rzek nie wcześniej niż w 2023 roku.
Jakoś z tą myślą żyć się da. Nawet jeśli czarodziejom z Malborka uda się rozpędzić „Flisaka” do wymaganych 13 km/h, to przecież te maksimum 15 aut, jakie przewieźć zdoła podczas jednego kursu, w istotny sposób nie wpłynie na gospodarkę w regionie. Prom służyć będzie przede wszystkim rekreacji i turystyce. Z tego względu kompletnie już nie rozumiem, dlaczego budując drogi dojazdowe do jego przyczółka w Czarnowie, nie pomyślano o ścieżce rowerowej.
Tym bardziej to dziwne, że właśnie po tej stronie Wisły wiele lat temu zbudowano atrakcyjną ścieżkę rowerową, łączącą Bydgoszcz z Toruniem. Aż się prosiło, żeby w ramach projektu dróg dojazdowych do promu poprowadzić bezpieczną odnogę dla rowerzystów od ścieżki Bydgoszcz - Toruń. Bo to po drugiej stronie rzeki cyklistę czekają dużo większe atrakcje krajobrazowe, niż w okolicach Czarnowa.
Po pokonaniu bezpiecznego dla dwóch kółek Solca i przebiciu się (już nie tak bezpiecznym) przez „drogę śmierci” - krajową „10” - wpadamy do serca Puszczy Bydgoskiej. Jednym wylotem z Solca możemy na przykład dotrzeć do Rud i za tą miejscowością do urokliwej ścieżki dydaktycznej „Ku Źródliskom”, a potem rezerwatu roślinności wydmowej w Łażynie.
Inny wylot z Solca Kujawskiego wyprowadza nas na wijącą się dość stromo pod górę drogę w stronę Chrośny. Potem już po płaskim, dobrze utrzymanym asfalcie w kilkadziesiąt minut przetniemy puszczę, zatrzymując się dopiero w Nowej Wsi Wielkiej. A stamtąd tylko 20 kilometrów prostym, acz piaszczystym traktem - i mijając pod drodze plażę nad jeziorem Jezuickim w Pieckach, docieramy na bydgoskie Wyżyny.
Fajna trasa. Zapalonych rowerzystów nie trzeba o tym przekonywać. I gdyby nie brak tego zapomnianego kawałka ścieżki od przyczółka promowego w Czarnowie do ścieżki Bydgoszcz - Toruń po tamtej stronie Wisły, mielibyśmy fantastyczną propozycję na jednodniowy Tour de Bydgoszcz dla średnio zaawansowanych amatorów. Gdyby nie brak…
Wprawdzie, jak ostatnio zgodnie zapowiadali samorządowcy z Solca Kujawskiego i Złejwsi Wielkiej (w tej gminie leży Czarnowo), nie ma przeszkód, by w przyszłości zamknąć rowerową rundę wokół Bydgoszczy, na przykład poprowadziwszy ścieżkę rowerową wzdłuż korony wału przeciwpowodziowego od strony Czarnowa. To byłoby jednak osobne przedsięwzięcie, wymagające osobnego planu i budżetu. A zatem perspektywa odległa i mglista.
Na razie więc pozostaje nam wypatrywać „Flisaka”…
