Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Diddly Squat" Clarksona - recenzuje Ewa Czarnowska-Woźniak

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
To już trzecia część przygód Clarksona-farmera na "Diddly Squat"
To już trzecia część przygód Clarksona-farmera na "Diddly Squat" Fot. PPG
Trzeba - ze wstydem? - przyznać, że ja te grube, niepoprawne politycznie, żarty Jeremy’ego Clarksona po prostu lubię. Pociągnięte grubszą kreską subtelne zagadnienia przez tę dosadność i kontrast są po prostu śmieszniejsze. A kiedy felieton jest jednocześnie zabawny i błyskotliwy, dobrze się sprzedaje. A Clarkson znakomicie umie robić pieniądze.

Choć jeszcze wciąż nie do końca „umie w rolnictwo”, ciągle doskonale radzi sobie z zarabianiem na opisywaniu swoim z nim potyczek. Już trzy lata minęły, odkąd Clarkson założył farmę Diddly Squat (Dosłownie Nic) i próbuje - ze zmiennym, podkopywanym kaprysami natury i bezdusznością urzędników, szczęściem - hodować rośliny i/lub zwierzęta. Trzeba przy tym od razu zaznaczyć, że jak się nie powiedzie na polu czy w oborze, zawsze można liczyć na wpływy z programów telewizyjnych (Clarkson jest w jednej ze swych ról lepszą wersją Huberta Urbańskiego) lub gazetowych felietonów oddzielnie lub zebranych później w książki. A przygody Clarksona rolnika - hodowcy-właściciela sklepu z płodami rolnymi są wszak genialnym materiałem na literackie popisy. W ten sposób, po „Roku na farmie” i „Tylko krowa nie zmienia zdania”, otrzymaliśmy „Diddly Squat. Nie miał chłop kłopotu, kupił sobie świnie”.
I jest ciągle śmiesznie. Mnie ten humor pociąga, a autora pociąga niekoniecznie sielskie życie na wsi. Przynajmniej takie wyznanie wiary nam składa.

Choć kpi z „miastowych” upozowanych na farmerów (np. swojego sąsiada. „Nie powiem wam, jak się nazywa. Napomknę, że jego imię zaczyna się na „D”, a kończy na „avid Cameron”), sam ciągle jest takim neofitą.

To też może Cię zainteresować

Niby to od zgiełku miasta woli teraz śpiew ptaków o poranku, ale szczerze przyznaje, że ornitologiczne pasje kontynuuje z upodobaniem na Seszelach, gdzie regularnie odpoczywa. Niby to przyjaźnie, choć nieco sarkastycznie traktuje ekologów i miłośników „zadziczania” pól i lasów, ale przeciwstawia im swoje rolne i hodowlane eksperymenty podsypywane grubymi tysiącami funtów wydawanymi na nowoczesny sprzęt i technologie. Choć pod niebiosa wynosi umiejętności lokalnych rzemieślników, którzy nieoczekiwanie - dla niego - za „bezcen” wykonują sto razy lepszą robotę niż renomowane magazyny z najlepszymi towarami, gdzie płaci się dwa tysiące procent więcej za znane logo, ciągle jest tym samym Clarksonem, który wydaje potężną kasę na zachcianki, o których nie mogą marzyć jego sąsiedzi. Tyle że dziś, zamiast wypasionego auta (których zresztą ma ciągle pełną stajnię), kupuje wypasiony traktor. A niech mu będzie. Skoro efekt pracy kóz potrafi skwitować opinią, że „w dwa dni zamieniły zarośnięty kawałek ziemi w coś pomiędzy polem do krykieta a intymną częścią ciała gwiazdy porno”, niech ma. I cóż, że obrazoburczy, wyrachowany i czasem zwyczajnie chamski. Czekam na kolejną relację z czterech pór roku w Diddly Squat.
Jeremy Clarkson, Diddly Squat. Nie miał chłop kłopotu, kupił sobie świnie, Wydawnictwo Insignis, Kraków 2023

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera